- Jak tam jest?" - Powtórzyłem słowa wilka.
- Tak, Star zawsze "wymijała" ten temat. Coś tam mówiła, ale nie za dużo.
- Jakby ci to określić... Nie panuje tam wieczna zima, o wiele łatwiej o pożywienie. Watahy sąsiadujące z nami nie chciały nas wykończyć... czego nie można powiedzieć o ludziach, których ziemia ma aż nadmiar.
- Ludzie... fakt, Star coś o tym wspominała.
- Istoty sporo większe od nas, walczące za pomocą broni palnej. Przemieszczają się dziwnymi pojazdami i polują na nas z powodu futra. Ogólnie według mnie tam jest lepiej niż tu.
- Mam nadzieję, że kiedyś zobaczę "tamtą" ziemię. Chciałbym się tam znaleźć.
Przystanąłem słysząc słowa wilka. Zamyśliłem się przez chwilę patrząc pod swoje łapy.
- Wiesz , że mogę Cię tam zabrać?
- Nie chodzi mi o taki pobyt. Jestem tego świadom, ale raczej nie skorzystam.
- Nie mam zamiaru cię do tego zmuszać. Rozumiem cię, jednak myślę , że spodobałoby Ci się tam.
- Wspomniałeś coś o broni palnej... powiesz coś dokładniej?
- Mam ją opisać z wyglądu, czy ze sposobu działania?
- Bardziej interesowałoby mnie to drugie.
- Kawałek metalu zostaje wystrzelony z taką prędkością, że przebija się przez skórę i wnętrzności. Po takim strzale najczęściej padasz na ziemię, tracisz oddech i wykrwawiasz się. Są też strzelby, które nie mają zbyt dużego zasięgu, ale na bliski dystans zamieniają ciało w breję.
- Skąd o tym wiesz?
- Mój przyjaciel został rozstrzelany na moich oczach właśnie z takiej broni...
- Właśnie, dlaczego się tu zjawiłeś? Skoro ta jest tak dobrze, czemu tam nie zostałeś?
- Ciekawość... Jestem magiem i wyczułem, że coś zostało przeniesione w inny świat. Łatwo było namierzyć ten obiekt, biorąc pod uwagę , że były to całe tereny.
- Jeśli mogę spytać, co stało się z twoją watahą?
- Chcesz znać sendo czy całą historię?
- Całą, ale w skróconej wersji.
- Niedaleko naszych terenów powstała ludzka osada. Początkowo trzymali się z daleka... ale z czasem osada przerodziła się w małe miasteczko, potem w miasto. A ludzie zaczęli zapuszczać się na nasze tereny. Alfa zaplanował atak na owe miasto... nie skończył się on jednak dobrze. Z dwustu basiorów wróciło może pięćdziesiąt. A następnego dnia zostaliśmy przepędzeni z dotychczasowych terenów. Sporo wilków zginęło, dostało się do niewoli. Ja miałem na tyle szczęścia, że udało mi się uciec... jednak, to nic nie zmienia. Umrę prędzej czy później.
- Najwyraźniej później.
- Wszystko może się zdarzyć, nie lekceważ dnia nim nie zajdzie słońce.
- Pesymista...
- Realista, nie myślę pesymistycznie, ani nie patrzę na świat przez różowe okulary.
- Ech, zmieniając temat... oto granica watahy, do której chciałeś dojść.
< Flash? Brak weny. >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!