środa, 5 sierpnia 2015

Od Brokenheart - C.D. Diesel'a ''Bestia, którą się stałem''


- O tej porze zwykle idę na trening do Jorela - wyznałam, wpatrzona w bezmiar bieli.
- Oh, nie chcę ci zawadzać, idź, jeśli chcesz - odpowiedział, a nagły poryw wiatru rozwiał sierść na jego karku
- Nie zawadzasz mi - powiedziałam szybko - a poza tym, po moim powrocie nie wznowiłam jeszcze wspólnych zajęć. Nie wiem, czy on nawet będzie tego chciał.
- Nadal mieszkasz z nim? To znaczy, z trzema basiorami? Nie męczy cię to? - uniósł brwi, spoglądając na mnie.
- Tak właściwie, oni zamieszkują tylko jeden pokój, a wiesz, że czekają na powrót Jordana o Daniele'a. Wykazali kulturę, dając mi całe lokum. Nigdy się nie narzucają, ale często proponują mi towarzystwo. - uśmiechnęłam się przelotnie, decydując się na dodanie mojego własnego odczucia - Prawdę mówiąc, gdyby nie ich humor, to o czym rozmawiają, sposób w jaki ukazują sobie braterską miłość i oddanie, pewnie już dawno powiesiłabym się na lianie w jakiejś samotni. - spojrzałam na towarzyszącego mi wilka. Przez chwilę spoglądał smutno w pustą przestrzeń, aż w końcu drgnął i przerzucił wzrok na mnie.
- To dobrze - skinął głową, choć byłam pewna, że głęboka i skomplikowana myśl narodziła się w głębi jego umysłu - Mogę cię zapytać, dlaczego wróciłaś?
- Nie - odparłam, podnosząc się. Ruszyłam w dół zbocza nie spoglądając więcej na Diesel'a, który poderwał się i wyrównał krok ze mną
- Myślałem, że już nieco się przede mną otworzyłaś - pokręcił głową w geście dezaprobaty
- Przed nikim się nie otworzyłam i nie prędko to zrobię. - mruknęłam
- Skąd ta nagła zmiana humoru? Teraz znów jesteś obrażona? Ah, i dokąd ty idziesz?! - zapytał a w jego głosie pojawiła się nuta gniewu.
- Nie widzisz? W stronę lasu. - skinęłam głową w kierunku olbrzymich drzew, przyśpieszając kroku
- Po co? - zdziwił się basior
- Zaraz się przekonamy - odpowiedziałam, wypatrując zagrożenia. Rozłożyłam przednią parę skrzydeł i odbijając się od ziemi, poszybowałam jakieś sześćdziesiąt centymetrów nad ziemią, choć dla mnie niewiele się zmieniło, zauważyłam, że niebieski basior musi biec, aby utrzymać moje tempo. Trzepnęłam drugą parą skrzydeł, znacznie zwiększając wysokość, co pozwoliło mi dostrzec źródło niepokoju, jaki nagle pojawił się w moim sercu. Na skraju lasu, po śniegu tarzały się dwa ogromne wilczury o futrze w kolorach czerwieni. Obok walczących, skandowały dwa inne wilki, które z całych sił usiłowały oddzielić czerwone postacie. Dzielący nas dystans nie pozwolił mi dokładnie dojrzeć ich pysków, przez co miałam podstawy sądzić, iż są to wrogowie z innej watahy. Wtem, kiedy jeden z walczących samców przewalił się na grzbiet, spod gęstwiny jego sierści wyłoniło się coś błyszczącego. Promienie padające od częściowo schowanego słońca odbiły się od ów przedmiotu, a odbłysk skierował się bezpośrednio w moje oczy, tymczasowo mnie oślepiając. Szybko otrząsnęłam się i nieco zdenerwowana, zniżyłam lot.
- Widzisz coś?! - krzyknął Diesel z dołu
- Jorel... - powiedziałam bezgłośnie, jestem jednak pewna, że mój towarzysz dostrzegł ten sygnał. Skinął głową i popędził w dół, rozkopując przy tym zbrukany śnieg. 
Doskonale wiedziałam co robić. Wybiłam się od podłoża, świdrując skrzydłami. Obrotowy ruch zapewnił mi większe pole manewru, co umożliwiło mi ustawienie się w pionowej pozycji, większość wilków (w sumie, wszystkie te, które mają tylko jedną parę skrzydeł) nie zdołałaby zapanować nad odczynnikiem obrotowym, który sprawia, że ciało powraca do poziomu. Nasze kości, w przeciwieństwie od kości ptaków nie są puste w środku, co uniemożliwia lot w pionie. Mnie te prawa nie dotyczą. Z uśmiechem zawodowego surfera, wbiłam się w granice możliwości, okręciłam, i wyskakując wzwyż, przekoziołkowałam do tyłu, składając skrzydła. Pęd wiatru wyciskał mi łzy z oczu, kiedy gnałam w dół na złamanie karku, pozwalając aby grawitacja zrobiła swoje. Zawrotna prędkość powoli zaczęła mnie okręcać, aż w końcu świdrowałam, tnąc pustą przestrzeń. Żar rozległ się w całym ciele, zadowolenie wstąpiło na pysk. Uderzyłam w ziemię, rozkładając obie pary skrzydeł w dwie sekundy przed upadkiem. 
Piach, śnieg i kurz wzbiły się w górę otaczając zebranych, wdzierając się do ich nosów i gardeł, powodując zachrypły kaszel. Dotąd gromadzony gorąc wystąpił z mych łap, a cztery ogniste fale pognały dookoła szóstki zgromadzonych wilków. Diesel dyszał ciężko, uskakując przed ogniem. Płomieniste linie odgrodziły wilki, jakimi były George i Dylan, zamykając ich w osobnej "klatce", w środkowej, zastygając w bezruchu znajdowali się Keeba i Jorel, w ostatniej zaś, pozostał Diesel. Przeskoczyłam pierścień i wzmacniając siłę płomieni, spojrzałam na nich z góry. 
- Broken! - odezwał się zakrwawiony Jorel, natychmiast odchodząc od Keeby - To był tylko trening... - zaczął
- Już znam treningi tego drania. Diesel'a też chciał rozsmarować! - doskoczyłam do wilka w żółtej apaszce, przewaliłam go na ziemię i obnażając kły warknęłam - nie wiem kim ty jesteś, ani za kogo się uważasz, ale trzymaj się z daleka!
- Brokenheart - usłyszałam głos George'a - Keeba dołączył do Watahy. To nasz stary znajomy, po prostu pokłócili się z Jorelem... a sprawy, no cóż, zaszły za daleko.
- Za daleko?! - krzyknęłam z obłędem. Coś pociągnęło mnie w bok, a płomienie musnęły skórę, Keeba wstał, dysząc, a ogień zgasł, wraz z tym jak Diesel przeciągnął mnie dalej. W końcu, śnieg i pustka w głowie sprawiła, że wściekłość przygasła. Dylan szepnął coś, a Jorel obrócił się, i spoglądając na mnie z cieniem żalu odbiegł wraz z przyjaciółmi.
- Wszystko w porządku? Keeba już zniknął, nic się nie dzieje - zapewnił mnie Diesel, siadając obok. Odrzuciłam głowę do tyłu, uderzając pyskiem w śnieg. Nie wiem, co we mnie wstąpiło...
- Nienawidzę go... - wyszeptałam tylko, a potem rzuciłam się w puszysty śnieg

< Diesel? Końcówka zwalona, wybacz >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw po sobie ślad!