Wyszliśmy z budynku i powoli ruszyliśmy w stronę wskazanego przez Patton'a laboratorium. Do pokonania mieliśmy parę przecznic oraz most. Przecznice szły gładko. Za dnia mało zwierząt wychodziło na ulice... jakby były wrażliwe na światło słoneczne. Problem pojawił się przy moście... a raczej przy tym, co z niego zostało. Wyrwa nie była duża, ale wraz była za duża aby ot tak przez nią przeskoczyć. Patton przeleciał na drugą stronę i spojrzał na mnie.
- Nie teleportujesz się?
- Tej mocy mogę użyć raz na dzień. Nie chcę jej marnować w taki sposób. - Mówiąc to wyjąłem czekany i linę. Jeden koniec liny uwiązałem do barierki, a drugi przerzuciłem do bety.
- Mówiłeś, że nie znalazłeś nic ciekawego...
- Bo to nie jest ciekawe. Zaczep linę tak żeby była napięta.
- O co dokładniej?
- O drugą barierkę.
Po tym jak lina zawisła nad przepaścią złapałem ją przednimi i tylnymi łapami po czym zacząłem przesuwać się po niej w stronę Patton'a. Gdy byłem już przy samym końcu, barierka nie wytrzymała. Metal był poważnie uszkodzony korozją i warunkami atmosferycznymi. Patton pomógł mi dostać się na górę i już mieliśmy ruszać, gdy do naszych uszu dobiegł dźwięk kruszonego metalu. Druga barierka wygięła się, a czekan zamocowany na niej spadł i zaczął poruszać się w naszą stronę ciągnięty przez kawałek metalu znajdujący się na drugim końcu liny. Basiorowi udało się uskoczyć... ja jednak nie miałem tyle szczęścia. Zimny metal wbił się w moją łapę, rozrywając skórę, mięsień... kawałek po kawałku otwierając paskudną ranę.
- Kurwa mać! -Wrzasnąłem na całe gardło upadając na asfalt.
- Masz jakieś opatrunki?
- Ta...
- Pomóc ci z zszyciem rany?
- Najpierw trzeba szybko zatamować krwotok. - Wyjąłem z torby nóż i podałem go becie. - Nagrzej go. - Wydałem proste polecenie. Patton nie myślał długo, po kilku sekundach ostrze było wystarczająco ciepłe aby zatamować krwotok. Zacisnąłem zęby i przydusiłem je sobie do rany, a tkanka wydała z siebie tłumiący syk i spowodowała ogromną dawkę bólu. Kląłem z bólu cały czas nie odrywając ostrza. Po kilkunastu sekundach odciągnąłem metal spoglądając na ranę i doszukując się krwotoku. Wyjąłem z torby kilka ziół i podałem je Patton'owi samemu trzymając jeden rodzaj używany do oczyszczania ran. Do tego celu był używany z nich sam sok i działał podobnie jak woda utleniona. Po odkażeniu wziąłem opatrunek przygotowany przez mojego towarzysza i opatrzyłem całą ranę. Powoli wstałem, ciągle bluzgając z bólu.
- Dasz radę iść?
- O mnie się nie martw... tylko trochę zwolnimy.
- Jeśli będziesz potrzebował pomocy, to...
- Poradzę sobie!
Ruszyliśmy przed siebie znacznie woniej niż poprzednio. Źle czułem się z tym, że spowalniam całą podróż.
***
Gdy dotarliśmy do laboratorium zapadał już zmrok. Sam ośrodek znajdował się w okolicy domków jednorodzinnych i to własnie w jednym z nich schroniliśmy się na noc. Patton rozpalił ogień, a ja zacząłem zmieniać opatrunek.
- Pomóc ci?
- Już mówiłem, że sobie poradzę.
- Jasne, tylko...
- Wybacz mi te słowa, ale mam pierdolony język i umiem mówić, więc gdy będę potrzebował twojej pomocy, Pattonie, to cię o nią poproszę! Nie traktuj mnie jak niemowlaczka i daj mi zmienić ten zajebany opatrunek!
- Rozumiem, daj znać gdy będziesz czegoś potrzebował.
Zmiana opatrunku zajęła mi dobre dwadzieścia minut. Po tej czynności wstałem i zacząłem rozglądać się po domu. Dzień dobiegał końca, a Patton siedział na balkonie, który znajdował się na piętrze. Nie mogłem kumulować teleportacji... jedna na dzień i koniec. Przeniosłem się na piętro i podszedłem do bety.
- Wybacz mój ostatni ton... wiem, że chciałeś tylko pomóc, ale nie lubię jak ktoś uparcie próbuje się mną opiekować. Mam nadzieję, że jesteś świadomy, że ta łapa szybko się nie zagoi. Jednak jeśli tylko trochę poprawi się jej stan będziemy mogli wrócić do normalnego tępa. Jutro pójdziemy do tego laboratorium... postaram się nie być dla ciebie przeszkodą.
< Patton? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!