poniedziałek, 17 sierpnia 2015

Od Patton'a - C.D. Silence'a ''Przedsionek piekła''

Poprzednie opowiadanie

Spojrzałem najpierw na wilka, a potem znów powróciłem do wpatrywania się w niebo.
 - Nie jesteś dla mnie przeszkodą. - Odpowiedziałem. - Od początku wyprawy mam wrażenie, że to ja jestem ci kulą u łapy. Nie znam się na nowoczesnej broni i nie umiem dobrze strzelać, przy tobie czuję się jak ktoś, kto nie ma zielonego pojęcia o życiu, potrafisz przetrwać bez problemu, znasz wszystkie tak cholernie trudne nazwy tych karabinów. A poza tym to twoja wyprawa, ja się tylko wprosiłem, więc to ty ustalasz tempo z jakim się poruszamy, gdzie idziemy i co robimy. - Powiedziałem.
 - Nie rozczulaj się tak nad sobą, chyba przesadzasz. - Odparł beznamiętnie.
 - I wybacz, że traktuję cię jak dziecko, ale mam partnerkę, która zajmuje się leczeniem wilków i przebywam dużo w jej towarzystwie, przez co potem zachowuję się jak ona. Fakt, to musi być dla ciebie irytujące, postaram się hamować. - Ciągnąłem. - Więc zrobimy jak chcesz, możemy tutaj nawet trochę zostać, dopóki nie wydobrzejesz. Nie wiadomo co nas tam spotka, a nie chciałbym dopuścić do sytuacji, kiedy będę musiał cię nieść na grzbiecie, bo nie dasz rady iść z powodu rozmiaru obrażeń, albo gdy oboje zostaniemy zmuszeni do powrotu w taki sposób. - Mówiłem. - Więc pytam: chcesz tutaj trochę zostać?
 - Nie, tak jak już wspominałem, możemy pójść do tego laboratorium, ale w znacznie wolniejszym tempie. - Powiedział. - A gdy tylko łapa mi na to pozwoli, wrócimy do poprzedniego.
 - Dobrze, skoro tak chcesz, to zrobimy tak. - Odrzekłem.
Ułożyliśmy się do snu, dziś nikt z nas nie musiał mieć warty, okolica była dość bezpieczna, a domek wytrzymały i zamknięty z każdej strony, niczym twierdza. Wygodne koce jakie tam znaleźliśmy, sprawiły że pierwszy raz od jakiegoś czasu poczułem, jakbym był w domu, o którym zacząłem myśleć. Moje życie było usłane różami, jednak czegoś wciąż mi brakowało. Nie byłem pewien, czy chodzi o wilki chcące mnie zabić aby zmniejszyć ilość konkurentów na namiestnika piekieł, czy o szczenięta, które mógłbym trenować i wychowywać na przyszłych mistrzów swoich fachów. Ze szczeniętami wiązało się jednak ryzyko, że jedno z nich może wykazywać zdolności, które posiada tylko ród Fireblood'ów, co znaczyłoby, że od początku swojego życia będzie w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Starając się o tym nie myśleć, rozejrzałem się po pokoju. W drugim kącie był Silence, który przed chwilą odpłynął do krainy snów, a ja chciałem do niego dołączyć, więc położyłem łeb na łapach, a po niedługim czasie oczy zamknęły się, a dusza odpłynęła do innego świata.

***

Wstaliśmy niemalże równo, o godzinie czwartej. Od razu zaczęliśmy szykować się do drogi, w międzyczasie jedząc to, co nam zostało. Pakowanie przebiegało w ciszy, każdy był jeszcze otumaniony i myślami był w zupełnie innym miejscu. Mój wojskowy plecak typu kostka był niezbyt dobrze załadowany, ponieważ posiadałem mało rzeczy, dokładniej jedynie resztki jedzenia i mój nowy nóż, Szkarłatną Sieć, a także miecz, który wziąłem na wszelki wypadek. Oprócz tego było też M4, które wolałem trzymać na wypadek, gdyby coś miało na nas skoczyć. Nóż spoczął w bocznej kieszeni, którą mogłem błyskawicznie otworzyć i wyjąć kosę, w razie gdyby coś zaatakowało z zaskoczenia. Karabin trzymałem w łapach, bo cóż miałem z nim zrobić? Rękojeść miecza wystawała z plecaka, dzięki czemu byłem w stanie łatwo pochwycić go, również w razie ataku z zaskoczenia. Jedzenie znajdowało się na samym dnie torby. Silence miał tego dużo więcej, choć część stracił podczas prób przejścia przez most. Można powiedzieć, że nasze torby były w pełni dostosowane do naszej wagi.
 - Spakowany? - Zapytał, kiedy zasuwał zamek w swojej torbie.
 - Tak. - Odparłem krótko i ruszyłem w stronę wyjścia, schodząc po schodach. Zastanawiałem się, czy Silence sobie poradzi i o mało co go o to nie zapytałem, ale wreszcie udało mi się opanować to dziwne przyzwyczajenie, jakim było pytanie się, czy wszystko w porządku.
 - Patton. - Usłyszałem z góry i uśmiechnąłem się pod nosem. Czyżby moja pomoc pierwszy raz była potrzebna wilkowi?
 - Słucham? - Zapytałem, błyskawicznie przebywając jeden pokój i wchodząc po schodach.
 - Poręcz... - Rzekł. - ...wykrzywiła się, a dzięki niej nie miałbym problemu ze schodzeniem. Naprawisz to?
 - Ta, zawsze do usług. - Odparłem i za pomocą swojej mocy podgrzałem metal, aby można było go łatwiej modelować, a gdy był już odpowiednio nagrzany, delikatnie i precyzyjnie wyprostowałem poręcz, której wcześniej nie zauważyłem. Była bardzo gorąca, wilk który nie jest odporny na ogień mógł wypalić sobie skórę. Starczył jeden dotyk Silence'a, aby poręcz ostudziła się i ludzki wynalazek był gotowy do użytku. Gdy wilk zszedł na dół, odryglowałem drzwi i wyszliśmy na dwór, wcześniej sprawdzając czy na pewno jest bezpiecznie. - Czysto.
 - Widzę. - Rzekł czarny basior i ruszył powoli, patrząc na budynek będący niedaleko nas. Przynajmniej według mnie był niedaleko, dobiegłbym tam w mniej niż minutę, jednak dla mojego towarzysza ta droga mogła być mordęgą. Obecne tempo pozwalało mi rozejrzeć się po okolicy i powędrować wzrokiem do różnych zakamarków. W pobliżu stało maksymalnie dwadzieścia domków, każdy z nich był prawdopodobnie pomalowany na jakąś kolorową barwę, niestety farba niemalże całkowicie zeszła pod wpływem warunków atmosferycznych, wilgoci, wybuchu oraz po prostu ''starzenia się''. Dachy były spiczaste i bardzo zniszczone, wiele dachówek pospadało na ziemię, a w niektórych można było odnaleźć nawet sporą wyrwę. Każdy domek miał partner, piętro oraz strych. Była to dzielnica mieszkalna, więc nie było warto łupić zawartości każdego z budynków, ponieważ nie znaleźlibyśmy tam nic ciekawego. W prawdzie dobrze byłoby znaleźć jedzenie, które zaczęło nam się kończyć, jednak w domkach całe jedzenie było już nieświeże i zepsute, więc nie nadawało się do jedzenia - co najwyżej bardzo by nas spowolniło szukanie go, a potem jedzenie ziółek aby pozbyć się zatrucia pokarmowego. Wszystkie ogrody będące przy domkach kiedyś musiały wyglądać pięknie, jednak teraz nie prezentowały sobą nic ciekawego - goła gleba i jeden przewrócony, spróchniały pień znajdowały się na dosłownie każdej parceli. Niebo było lekko czerwone, i z każdym dniem przybywało chmur, co właśnie obserwowałem. Wówczas Silence spojrzał na mnie i zapytał: - Szukasz jakichś kształtów, czy jak?
 - Nie, po prostu mam wrażenie, że za kilka dni może nas zaskoczyć kwaśny deszcz. - Odpowiedziałem. - Meteorologiem nie jestem, ale to bardzo prawdopodobne.
 - Cóż, możliwe, że masz rację. - Odpowiedział, niezbyt się tym przejmując. Podziwiałem wilka, który wciąż szedł dzielnie przed siebie, pomimo zapewne piekielnego bólu. Miałem nadzieję, że nie załatwimy się tak obaj, gdyż mogło to mieć katastrofalne skutki nie tylko dla całej wyprawy, ale również dla nas. Powróciłem do podziwiania pobliskich miejsc i zauważyłem dużą, niestandardową i wytworzoną przez naturę dziurę, która kiedyś była prawdopodobnie zalana słodką wodą i była przydomowym jeziorem, nad które dzieci przychodziły, aby schłodzić się podczas upałów. Obok niego rosła jakaś roślina, która wyglądała na zmutowaną, dużą rosiczkę. Możliwe, że promieniowanie zapoczątkowało mutację części żywych organizmów, w tym również tej rośliny, która zdychała z powodu braku wody oraz pożywienia. Była prawdopodobnie w stanie zjeść szczenię...
 - Nie chciałbym mieć takiej w domu. - Powiedziałem i wskazałem Silence'owi roślinę, której wcześniej czarny wilk nie zauważył.
 - Ja też. - Odrzekł krótko i kontynuowaliśmy cichą podróż, która przebiegła już bez żadnych przykuwających oko atrakcji, czy innych ciekawych żyjątek, które byłyby godne uwagi. Krajobraz nie zmienił się w ogóle, ale domki stały się naturalnie rzadsze. Nim się spostrzegłem, dotarliśmy do naszego celu którym było laboratorium. Budynek wykonany z betonu, nie posiadający żadnych okien i wyposażony w wielkie, stalowe drzwi prezentował się prawie jak bunkier i sprawiał wrażenie najdłużej opuszczonego. Najbardziej ciekawiło mnie, co stopiło spory kawał stali, prawdopodobnie próbując się wydostać. Stopione miejsce wyglądało jakby ktoś użył tam ognistych mocy, a dokładniej miotacza ognia i strzelania ognistymi kulami, lub podpalania. Przeraziłem się na myśl, że to ja posiadam takie moce. Podeszliśmy do drzwi, a one same otworzyły się z głośnym skrzypem i łomotem.
 - Zapowiada się ciekawie. - Powiedziałem podekscytowany i szybkim krokiem wszedłem do środka, a Silence w ciągu kilku sekund znalazł się przy mnie. Gdy tylko całe jego ciało przekroczyło drzwi, zamknęły się one z głośnym trzaskiem, przez co całe wnętrze było ciemne. - Chyba poszły bezpieczniki.
 - Tam. - Wskazał łapą rozdzielnię. Byłem ciekaw, jak wypatrzył ją w tym mroku. Miałem już rozpalać ogień, ale poszedłem na wygodniejszy i łatwiejszy sposób. Trochę pogrzebałem, pomagając sobie światłem płynącym z ognia w mojej łapie i wreszcie całe pomieszczenie rozbłysło jasnym, wręcz oślepiającym światłem. Ruszyliśmy przez największy z trzech korytarzy, gdzie lampa co jakiś czas migała, prawdopodobnie było to spowodowane długo niewymienianą żarówką. Całe laboratorium było dość obskurne, ściany białe i puste, przestrzeń niezbyt dobrze zagospodarowana, natomiast za podłogę służyły szare, brzydkie kafelki. Wystrój laboratorium nie był jednak ważny, ważniejsze dla nas obu było odkryć, co tam badano. Parterowy budynek był bardzo rozległy i zajmował dosyć duży obszar. Na ścianie znaleźliśmy rozkład wszystkich pomieszczeń w budynku. Znajdowało się tam osiem miejsc, gdzie przygotowywano różne substancje, potem wszczepiane w krew badanych obiektów. Był magazyn na przechowywanie składników, dwa pomieszczenia dla badanych stworzeń i jedno nieopisane, duże pomieszczenie. - Chcesz tam iść od razu?
 - Nie, zostawmy sobie najciekawsze na deser. - Uśmiechnąłem się złowieszczo, dotykając miejsca na ''mapie'', gdzie umieszczono ten pokój.
Po krótkiej naradzie postanowiliśmy, że odpuścimy sobie magazyn i najpierw sprawdzimy każde pomieszczenie, w którym przygotowywano rozmaite substancje, wszczepiane potem w krew wszystkich badanych żyjątek. Jak się okazało, w każdym pomieszczeniu przygotowywana była inna mikstura, w każdej była jedna fiolka zawierająca gotową do użycia gęstą jak woda ciecz. Skład chemiczny każdej z nich był bardzo skomplikowany i jedynie dobrze wyuczony wilk mógł zrozumieć o co chodzi i z czego składają się substancje. Było ich osiem, każda z nich dodawała stworzeniu coś innego i miała inny skutek uboczny - była odporność na wybuchy charakteryzowała się dodatkowo słabą odpornością na światło; super siła sprawiała, że dany obiekt bardzo łatwo było rozerwać na kawałki za pomocą fali dźwiękowych; ognioodporność była związana z faktem, iż dane stworzenie musiało bardzo dużo pić. Na reszcie etykietek nie umieliśmy nic wyczytać. Potem, kiedy już zwiedziliśmy wszystkie pomieszczenia pełne różnych probówek, fiolek, pipet, cylindrów i innych chemicznych zabawek, ruszyliśmy do pierwszego pomieszczenia, gdzie przetrzymywano badane obiekty. W pierwszych trzech klatkach znajdowały się jedynie szkielety stworzeń poddanych mutacjom, na każdej pisano jakim: wytrzymywanie pod jak największym ciśnieniem wody; kumulowanie w sobie energii z piorunów; ognioodporność; a w czwartej klatce znajdował się stwór zachowany w doskonałym stanie, który gdy tylko nas wyczuł, zaczął się łomotać i chciał nas zabić, jednak metalowe pręty uniemożliwiały mu to. Był to wilk, cała jego prawa strona była zdeformowana.
 - Ale jesteś paskudny. - Powiedziałem do niego, a on tylko ryknął i rzucił się w moją stronę, ukazując mi swoją paszczę, która była tak imponująca, że aż odskoczyłem. Jedno oko było całkowicie zalane krwią, zauważyłem również zaćmę i opuchliznę. Pazury były o około dziesięć centymetrów dłuższe, niż w łapie lewej, a skóra zwisała z brzucha tylko po stronie prawej. Dopiero kiedy przyjrzałem się uważniej, zauważyłem, że z klatki piersiowej wychodzą mu jeszcze dwie dodatkowe łapy. 
  - Co z nim zrobimy? - Zapytał Silence, podchodząc do mnie i patrząc na ciężko oddychającą, zmutowaną bestię, oraz czytając tabliczkę, na której pisało: obiekt badawczy numer 104. Poniżej umieszczony był napis, mówiący, że jest on przeznaczony do stworzenia idealnej wiązki DNA, która wykształci kolejne kończyny.
 - Jeszcze tu wrócimy, kiedy będziemy wracać. Chodźmy o następnych klatek. Szkoda, że nie mówi... - Rzekłem. Kolejna również okazała się zawierać jedynie szkielet, przez co oboje byliśmy bardzo rozczarowani. Uśmiechnąłem się pod nosem, patrząc na szkielet. - Brakuje mi tutaj czegoś.
 - Czego? - Zapytał Silence, uważnie oglądając szkielet przez kraty.
 - Dyktafonów. - Uśmiechnąłem się, a Silence tylko parsknął śmiechem, po czym szybko poszedł do następnej klatki. Kiedy zobaczyliśmy, co się tam znajduje, cofnęliśmy się. Był tam czerwony wilk, który zamiast skrzydeł miał dwie, wielkie, umięśnione ręce. Uśmiechnął się złowieszczo w naszą stronę i użył swoich rąk, aby otworzyć klatkę. Użyliśmy oboje elektryczności, przez co cała klatka była naelektryzowana i kopnęła wilka prądem, z ledwością pozostawiając go przy życiu. - Paraliż zejdzie za około godzinę.
 - Mhm. - Mruknął Silence i zaczął czytać tablicę. - Obiekt badawczy numer 106. 
Wilk był poddany promieniowaniu, które wykształciło u niego super siłę i zmieniło jego zapewne piękne i mocne skrzydła w dwie, wielkie ręce. Poszliśmy dalej, zostawiając go drgającego pod wpływem wstrząsu. Kolejne dwie klatki nie zawierały już nic, podobnie jak osiem kolejnych, umieszczonych w drugim, sąsiednim pomieszczeniu. Byłem ciekaw, czy te wilki są w stanie się z nami porozumiewać, a ciekawość była tak ogromna, że postanowiłem zadać to pytanie Sil'owi, który odpowiedział, że nie wie, ale chciałby wiedzieć.
Z ciekawością i podekscytowaniem pchnąłem wreszcie ostatnie, żelazne wrota, na których znajdowała się tabliczka z napisem: ''nie wchodzić, obiekty niebezpieczne''. Oczywiście zignorowaliśmy ostrzeżenie i wpadliśmy jak strzały do dużego pokoju, w którym znajdowały się tylko dwie komory, wypełnione czerwoną i niebieską cieczą, które zawierały... nas. Z zaskoczeniem wpatrywaliśmy się w zmutowane wersje siebie. Posiadałem dwa razy większe skrzydła i zielony nalot na całym ciele. Byłem o wiele bardziej muskularny i znajdowałem się we wcieleniu demona. Tabliczka zawierała napis ''Obiekt badawczy numer 119, zachować szczególną ostrożność''. Poniżej natomiast wypisano wszystkie substancje, jakie mi wszczepiono i jakie mam dzięki temu umiejętności. Niesamowite było to, że miałem moce Mroku, które utraciłem. Podszedłem do Silence'a, który wpatrywał się w siebie. Również był o wiele silniej zbudowany, posiadał skrzydła wielkości moich obecnych, a z jego głowy wyrastały rogi. Gdzieniegdzie był pokryty żółtym nalotem. Tabliczka głosiła dokładnie to samo, z tym, że miał numer 118 i otrzymał moce powietrza, a także ulepszone wszystkie dotychczasowo nabyte umiejętności. Wpatrywaliśmy się w drugiego Sil'a do momentu, kiedy zauważyłem schody prowadzące w dół. Już mieliśmy schodzić na dół, gdy usłyszeliśmy pękanie drugiej komory. Czerwona, żrąca ciecz wylała się na podłogę, a w środku morza tejże substancji stała moja postać, dysząca wściekle. To samo stało się z drugim ja Silence'a. Zostaliśmy otoczeni, postacie zaczęły się zbliżać, a my cofać, aż w końcu dotknęliśmy się plecami. Byliśmy zbyt zszokowani, by mówić cokolwiek. Nie pozostało nam wtedy nic innego, jak po prostu walczyć. Każdy zajął się... sobą. Próbowałem ostrzelać kreaturę, jednak jej potężne skrzydła odbijały wszystkie pociski w moją stronę, a ja musiałem się niesamowicie natrudzić, aby je ominąć. Wtedy ciecz, po której skakałem zaczęła płonąć nie zwykłym, a niebieskim ogniem, na który nie byłem odporny. Skoczyłem na blok betonu, który był gdzieś w pobliżu, po czym rzuciłem w przeciwnika kulą ognia, kiedy zobaczyłem, że zaczyna się zbliżać. On  jednak szedł jak czołg, nie zatrzymując się ani na chwilę. Chciałem więc zastosować mój trik z nożem i w tym celu wyjąłem Szkarłatną Sieć, jednak mój przeciwnik niesamowicie mnie zaskoczył. Uniknął lecącej w jego kierunku z zawrotną prędkością kosy, a ja ponownie złapałem ją w łapę. Wtedy on wyrwał sobie pazur z palca, a ten zamienił się w nóż. Wzdrygnąłem się, ale po chwili przypomniałem sobie, że mam coś, czego on na pewno nie posiada, a mianowicie miecz, który nie wydawał mi się w ogóle potrzebny i zastanawiałem się po co go właściwie wziąłem i w pewnym momencie myślałem nawet, czy nie zostawić go w tamtym domku. Teraz był w stanie uratować mi życie. Wyciągnąłem go więc z torby i pokazałem wilkowi, a on zaczął ciskać dwa razy większym, niż ja potrafię, strumieniem ognia. Z trudem udało mi się go uniknąć, a wilk bardzo się zmęczył podczas używania tej mocy. Kiedy tylko czerwona woda przestała się palić, zeskoczyłem z bloku betonu i zakończyłem walkę na dystans, zmieniając jej typ. Wtem, kiedy byłem za plecami wilka, ten zwinął jedno skrzydło i wyrwał je, tworząc z niego włócznię. Wielokrotnie dziurawiła mój bok, ale ja nie pozostawałem dłużny drugiemu Patton'owi. Wreszcie nie umiał nadążyć za ruchami mojego miecza i udało mi się pozbawić go oka. Bestia wrzasnęła głośno i złapała się za tamto miejsce, z którego zaczęła ciec różnokolorowa ciecz, która dodatkowo piekła i parzyła skórę wilka. Wtedy wystarczył jeden zamach mieczem, aby drugi Patton skończył bez głowy, która odleciała kilka metrów dalej.

< Silence? Sorki, że tak długo... >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw po sobie ślad!