środa, 26 sierpnia 2015

Od Black Orchid - Sny, czy realia?

Znowu ten sam widok... miecz wbijany w gardło, czerwona ciecz spływająca po białej sierści basiora... niebieskie, zagubione oczy wpatrzone we mnie. Błagające spojrzenie skierowywało się na drugiego wilka... tamten też był biały. Nie widziałam jednak jego oczu, nie słyszałam głosu, nie znałam charakteru. Coś było jednak inaczej tym razem. Zazwyczaj zrywałam się z krzykiem, w chwili gdy srebrzyste ostrze przeszywało delikatną skórę basiora. Dobrze znałam jego imię i nie raz zdarzyło mi się je wykrzyczeć w momentach paniki i przerażenia. W milczeniu czekałam na dalszy ciąg snu... oba wilki nie ruszały się, tak jakby czas się zatrzymał. W pewnej chwili dostrzegłam, że niebieskooki basior powoli osuwa się na ziemię, a ten drugi... spogląda w moją stronę. Odwrócił łeb w moją stronę, jednak jego powieki przykrywały oczy... oczy, na których ujrzeniu tak bardzo mi zależało. Podeszłam do niego bliżej, złapałam jego pysk w łapy... już tak niewiele brakowało abym zobaczyła ten niewielki sekret. Powieki lekko się poruszyły...
- Black! - Krzyk ze świata zewnętrznego zburzył całą wyimaginowaną rzeczywistość. Zanim jednak zniknęła zapamiętałam każdą rysę z pyska, który widziałam. Otworzyłam zaspane oczy, a pierwszym widokiem jaki ujrzałam był pysk Mirror'a stojącego nade mną. W pewnej sekundzie przeszył mnie dreszcz i dotarła informacja, której nie uzyskałam we śnie. Każda rysa była identyczna... jedyne czym się różnili to tym, że Mirror miał otwarte oczy. Wyraz twarzy basiora też momentalnie się zmienił... był dość radosny, a w ciągu kilku sekund stał się poważny. 
- Co się stało Black? - Zapytał z wyraźną troską w głosie. Ja jednak nie odpowiedziałam. - Przespałaś dziś całą noc, nie zerwałaś się ani razu. A tak ogólnie teraz jest jedenasta... śniadanie masz nad paleniskiem. 
- Co mi się stało? - Powtórzyłam pytanie wilka zwlekając moje na wpół przytomne ciało z legowiska. - Dotarło do mnie kto mi się śnił... i kto powodował, że zrywałam się z płaczem i krzykiem przerażenia. 
Mirror wstał i cofnął się o dwa kroki... może nie powinnam mu tego mówić, ale z niewiadomych przyczyn potrzebowałam komuś się wygadać. 
- Jeśli dobrze wnioskuję... to ja powodowałem u ciebie te koszmary? 
- Może nie tyle co powodowałeś... bardziej będzie pasowało, że przez ciebie zrywałam się z płaczem. 
- To co ja robię w tym śnie!? Co takiego aż tak silnie na ciebie działa? 
- Opowiadałam ci o Angelu, ten wilk którego poznałam w dywizji. 
- Tak, pamiętam. 
- Do tej pory to był mój najlepszy przyjaciel. Wilk, któremu mogłam powierzyć każdy sekret, każdą tajemnicę... a co noc widziałam jak zabija go inny wilk. To ty co noc pozbawiałeś go życia rujnując do reszty moją psychikę. 
Nie otrzymałam odpowiedzi, Mirror przeszedł obok mnie i w ciszy opuścił jaskinię. Pogoda była w miarę stabilna i nie zanosiło się na burzę. Przemyślałam parę spraw jedząc pieczony udziec jelenia. Po konsumpcji śniadania ociężale podniosłam się i wyszłam z jaskini. Zaczęłam węszyć i już po chwili znalazłam trop Mirror'a. Szybko ruszyłam po śladach w celu wyjaśnienia paru rzeczy. Niestety, pomimo wszelkich starań po piętnastu minutach trop urwał się... wiedziałam, że umie się teleportować. Nie było więc nic dziwnego w tym co się stało. Postanowiłam jednak ruszyć dalej w nadziei, że odnajdę basiora i na spokojnie z nim porozmawiam. 

*** Dwie godziny później ***

Znalazłam się daleko poza terenami watahy. Szłam przez mały lasek złożony jednak ze starych, dużych drzew. W pewnej chwili poczułam się jakoś tak... dziwnie. Jakby powietrze zaczęło stawiać mi opór. Śnieg przestał spadać z prędkością jaką robił to wcześniej, wiatr ucichł a jedyne co dało się usłyszeć to skrzypienie drzew przypominające swego rodzaju pieśń żałobną. W pewnej chwili drzewo, przy którym byłam najbliżej tak jakby wybuchło wbijając serię drzazg w mój lewy bok. Upadłam w śnieg spoglądając na to co właśnie się stało. W drzewie był otwór wielkości wilczego łba a setki drzazg, które wyleciały z owego pnia po prostu wisiały w powietrzu tworząc swego rodzaju mur obronny. Ktoś umiał stworzyć sobie pole do walki... to samo stało się z piątką innych drzew otaczając mnie okręgiem z drewnianych ostrzy. 
- Ja tylko wykonuję rozkazy... - Usłyszałam głos, jednak nie zlokalizowałam jego źródła. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw po sobie ślad!