Jak zwykle rano obudziłam się. Tylko, że jedną rzeczą, która mnie zaskoczyła to fakt, że Pew'a nie było w pobliżu. Szybko rozejrzałam się w około. Nie mógł iść na polowanie, bo zostało nam jeszcze trochę jedzenia z wczorajszego polowania. Wstałam i weszłam do drugiego pomieszczenia. Tam także go nie było.
Wyszłam na zewnątrz. Uderzyło mnie chłodne powietrze. Nie było sensu wychodzić na zewnątrz. Pew raczej też by nie wyszedł w taką pogodę... W takim razie, gdzie on był?
Dopiero teraz zauważyłam kartkę, która spoczywała na posłaniu. Biała jak śnieg, była idealnie złożona. Kiedy ją otworzyłam, spostrzegłam, że to pismo Pew'a.
''Droga Whitney
Zapewne kiedy się obudzisz i mnie już nie będzie. To nie jest przypadek. Odszedłem, bo czułem się tu już niepotrzebny. Podjęcie tej decyzji było dla mnie niezwykle trudne. Nie chciałem opuszczać ciebie czy Callie... Zrozum.
Kochający ciebie, Pew''
Z moich oczu zaczęły płynąć łzy. Zaczęłam krzyczeć jak w amoku. Nie chciałam już żyć. Nie chciałam. Szukałam czegoś ostrego. Znalazłam nóż. Przystawiłam go sobie do klatki piersiowej, ale zaraz go upuściłam.
Jeśli zginę, to Callie nie będzie miała nikogo bliskiego... Po za tym utracę ciepłe wspomnienia o Pew'ie. Nie chciałam tego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!