wtorek, 5 lipca 2016

Od Silence'a - C.D. Castiel'a ''Deszcz meteorytów''

OPOWIADANIE ZAWIERA WULGARYZMY! CZYTASZ NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ!


Po raz pierwszy od bardzo dawna biegłem praktycznie gubiąc krok co sekundę. Nie byłem przerażony wizją "końca świata", bardziej martwiłem się o moją przyjaciółkę... o ile mogę ją tak nazwać. Z każdą sekundą mijałem kolejne wilki, przemieszczałem się na różne strony "peletonu". 
- Black! Black! - Nawoływałem mijając kolejne wystraszone spojrzenia. Przebijałem się w tłumie obserwując rozpadające się ściany. Nie miałem już siły na teleportację, a każdy krok wykonywany przez sztuczną kończynę przyprawiał mnie o kujący ból. Czułem swąd krwi, krwi, która powoli wylewała się z miejsca przytwierdzenia mechanicznej łapy. Zaczynałem tracić nadzieję, zwłaszcza, że dobiegaliśmy do doliny. Podbiegłem do Star, która podążała zaraz za Pattonem i Flashem. W biegu klepnąłem ją w ramię aby przykuć jej uwagę. 
- Star... proszę... powiedz, że wiesz gdzie jest Black, powiedz, że widziałaś ją na zbiórce!
- Przepraszam Silence, ale nie pamiętam, żebym ją widziała... a dwa razy sprawdzaliśmy stan obecności. 
Moje serce zamarło, a ruchy łap powoli zanikały. Po chwili stałem gapiąc się w ziemię wydając z siebie przeraźliwe zawodzenie. Nie mogłem odejść tak po prostu. Zacząłem zbierać energię, co chwilę czując, jak kolejne wilki potrącają mnie barkami. Czułem, jak granica bariery przenika moje ciało... po chwili rzucając się w drogę powrotną. 
- *Silence, co ci odjebało? Co ty robisz?!* - Wiadomość od Pattona rozeszła się po całym umyśle.
- *Daj mi znać, jak będziecie w połowie drogi do portalu. Postaram wrócić razem z nią.*
- *Z kim, kretynie?!*
- *Nie widziałem Black... i nie daruję sobie, jeśli przejdę przez portal bez niej.*
- *Niektórych rzeczy nie można zmienić Sil, jej decyzja też może być taką rzeczą...*
- *Mówiąc coś takiego powinieneś pamiętać, że jestem uparty... a moją decyzję też bardzo ciężko zmienić.*
Nie otrzymałem kolejnej odpowiedzi, równie dobrze wiedziałem, że zostałem spisany na straty i wliczony na listę ofiar. Obsypany spalonymi grudkami ziemi wpadłem do jaskini, na której ścianach były już widoczne głębokie pęknięcia. Samica siedziała na samym środku... Patrzyła w niebo, szepcząc coś, czego nie byłem w stanie zrozumieć. Słuch został wyraźnie osłabiony przez ciągłe wybuchy. 
- Black... w tej chwili... podnoś się i chodź. 
- S-Silence?! Co ty tu robisz... wy... mieliście już iść do portalu. Nie zdążyłam na zbiórkę i nie wiedziałam w, którą stronę pobiegła całą wataha... - Mówiła zmierzając w stronę wyjścia, co chwilę ocierając łzy. W chwili, gdy była dostatecznie blisko, oparła głowę na moim ramieniu. - Tylko, że ja nie chcę żyć. Jestem za słaba, aby popełnić samobójstwo... a to idealna sytuacja... Śmierć w ten sposób nie będzie...
Przerwałem jej. Zacisnąłem palce na jej pysku wciąż patrząc w jej białe ślepia. 
- Nie wpadłaś na to, że może będzie lepiej? Sam nie wiem gdzie to nas przeniesie.... ale jest szansa, że do miejsca, skąd przybyła nasza wataha. Uwierz mi, ten świat naprawdę warty odkrycia! Nie możesz teraz umrzeć... nie możesz... - Powoli zwolniłem uścisk, opadając na klęczki. Łzy ściekały po pokrytym znamionami pysku. - Jeśli nie chcesz żyć dla siebie... żyj dla mnie, dla osoby uważającej cię za przyjaciółkę, ale wciąż traktującą jak rodzinę! Proszę, Black... Nie wierzę, że nie ma nikogo na kim by ci zależało.
Nie było mi dane doczekać odpowiedzi... wadera złapała mnie za łapę, pędem ruszając przed siebie. Po chwili biegu uścisk się rozłączył, a my gnaliśmy do odległości z jakiej mogłem użyć teleportacji. Nagle poczułem potężny ból, na prawej stronie pyska, zachwiałem się i upadłem ciężko dysząc. Cały świat zwolnił... powoli zataczał kręgi w akompaniamencie cienkiego pisku wdzierającego się do wnętrza umysłu. Czułem cienkie ścieżki płynu wylewającego się z uszu, a rozmyta postać Black krążyła dookoła mnie. 
- Sil, Sil! Ocknij się, no już! - Jej krzyk powoli docierał do mnie ze zdwojoną siłą. 
Bez większego namysłu podniosłem się chwiejnym krokiem i opierając się na mojej towarzyszce użyłem teleportacji. Pojawiliśmy się na końcu grupy. Wlokłem się spory kawałek za wszystkimi... podążałem do przodu przy pomocy mojej przyjaciółki, wynosząc z sobą kolejny ból i kolejne doświadczenie. 

<Wilki, kto teraz?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw po sobie ślad!