Wstałam dziś w nocy z wielkimi bólami brzucha. Postanowiłam obudzić Diesela.
- Kochanie, to chyba dziś...
Basior szybko wstał i chyba użył telepatii, ponieważ uzdrowicielka szybko dobiegła do nas, używając swojej super szybkości. Skurcze były coraz silniejsze. Poza jaskinią słychać było wrony, jakby czekały na narodziny szczeniąt.
Ból był ogromny, lecz starałam się uspokoić. Po jakimś czasie obok mnie leżała mała, czarna i puszysta kulka z żółtymi oczami.
- To basior... - powiedziała Makka z uśmiechem.
- Jak go nazwiemy? - spytał Diesel.
- Crow's Cry... - powiedziałam wycieńczona i szczęśliwa.
- Życzę wam szczęścia. - rzekła wadera.
Uzdrowicielka wyszła z jaskini, a ja zasnęłam obok szczeniaka. Był to najszczęśliwszy dzień w moim życiu...
***Następnego dnia***
Obudziłam się, obok mnie nie było mojego partnera, i... Szczeniaka! Musiałam go znaleźć! Wybiegłam z jaskini i zaczęłam węszyć. Po czasie znalazłam syna, obok niego był ogromny niedźwiedź... Zamachnął się na szczeniaka, ja wybiegłam przed niedźwiedzia i przyjęłam cios na siebie. Ból był chyba nawet gorszy od skurczy w trakcie porodu... Po chwili nie czułam nic. Nie mogłam mrugnąć. Nie mogłam ruszyć się. Nie mogłam krzyknąć "Uciekaj!"... Dlaczego? Czy ja... Umarłam?! Widziałam swoje ciało leżące w kałuży krwi... I Diesel'a. Uratował naszego syna. Widziałam tylko, jak stoi nade mną i krzyczy:
- Obudź się Max!
Po chwili nie widziałam już nic.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!