TEKST ZAWIERA WULGARYZMY! CZYTASZ NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ!
Powoli przemieszczaliśmy się po terenach teoretycznie dla nas tak obcych. Szedłem na szpicy wraz z Parą Alfa oraz Beta. Pomiędzy nimi truchtała nowa samica. Wadera, dzięki której zapewne w ogóle jeszcze podróżujemy. Mogła być to tylko moja opinia, jednak uważałem, że Star bez Flash'a nie zapanowałaby na rozpaczającą watahą. Bądź co bądź, ale "stare czasy" pamięta zdecydowana mniejszość z nas. Więc dla reszty byłby to podwójny cios. Drzewa, które mijaliśmy zmieniały się z pięknych, porośniętych ciemno zielonymi igłami na stare, po części uschnięte, oblepione czymś na kształt fioletowego szlamu. Delikatny mech służący nam za podłoże przez ostanie dni, zamienił się w bulgoczące przy każdym kroku mokradła, porośnięte kępami zgniłej i śmierdzącej roślinności. Zapach stęchlizny i zgniłego mięsa wżerał się do naszych umysłów, powodując swoiste uczucie przerażenia i niepewności. Cała wataha szła w swoistej formacji. Na szpicy Szedł Flash, kawałek za nim Star. Po nich Faith, później ramie w ramię Patton i Makka, a na końcu ja. Około pięć metrów za mną szło zgrupowanie złożone głównie z wader i szczeniaków. Na prawej flance dość blisko siebie przemieszczali się Silent Fear i Simon. Tuż za nimi, pilnując tyłu, podążali Diesel i Corey. Lewą stronę obsadzili zaś nowy wilk - Corsair - oraz Crazy Lightning. Alfy umieściły go przy nowym by mieć pewność, że nie zrobi nic głupiego. Luki pomiędzy samcami zapełniały wadery takie jak: Another, Alexis, Burnt Flame oraz Cloud. Była to tak zwana "warstwa ochronna oraz nasza główna siła uderzeniowa''. Mieliśmy przygotowaną taktykę, na swój sposób dobrą. Jednak miała jedną bardzo dużą wadę... wilki nie mogły wpaść w panikę. Jeśli coś takiego miałoby miejsce, cała strategia ległaby w gruzach, jednak wolałem nie mieć okazji do przetestowania tego na własnej skórze. Niedługo jednak przekonałem się, jak bardzo ten świat mnie nie cierpi. Cała defilada zatrzymała się, a Patton dał mi dyskretny znak, żebym do niego dołączył. Przysunąłem się do Bety, uważnie obserwując każdy szczegół. Faktycznie, coś było nie tak. Sporych rozmiarów wyspa pośród mokradeł wyglądała dziwnie sztucznie.
- Faith... - Zaczęła Star. - ...możemy pójść inną drogą.
- Jesteś pewna, że wszystkie twoje wilki przepłyną przez ciecz konsystencji smoły zmieszanej z olejem? Bo właśnie takie są te bagna... innymi słowy nie, nie ma innej drogi.
W pewnej chwili ziemia zatrzęsła się, a woda dookoła wyspy zaczęła nienaturalnie drżeć.
- Zewrzeć szyk! - Zawołał Flash, przybierając pozycję bojową.
Wyspa zaczęła się podnosić coraz wyżej... aż w pewnej chwili przestaliśmy ją dokładnie widzieć. Ogromne monstrum z ciałem pokrytym grubymi niczym pancerz czołgu łuskami właśnie zwlekło się ze snu, rycząc przeraźliwie. Świecące oczy stwora ogarniały dość spory obszar, nie było więc możliwości, żeby nas nie widział. Wielki krater stworzony przez demona bardzo utrudniał nam zadanie bojowe, a biorąc pod uwagę z jaką prędkością się zapełniał, trzeba było działać szybko. Pomiot uniósł jedną ze swoich gigantycznych łap, przypominających bardziej młoty, wykonane z pni kilkusetletnich dębów. Patton zdążył utworzyć pole siłowe dookoła grupy wilków, a przede mną wyrosła lodowa ściana. Zaparłem się w ziemi przekazując jak największą moc... co w sumie zdało się na nic. Czułem jakby ktoś łamał mi kości. Moje ciało odczuwało każdy ułamany skrawek z wyżej wspomnianej blokady, aby w końcu dać upust wszystkim cierpieniom. Lodowa zapora posypała się w drobny mak, lecz wyraźnie spowolniona kończyna potwora wciąż pędziła do przodu. Poczułem potężne uderzenie, odrzucające mnie na tyły formacji. Wylądowałem zaraz po dosłownym przelocie nad watahą. Widziałem, jak wilki próbują ujarzmić to coś. Patton nie był w stanie wyprowadzić ataku, tak samo jak Flash. Atakowały wilki nieliczne, większość skupiła się na odwracaniu uwagi potwora. Siłę miał powalającą, jednak intelektem nie grzeszył. Tak samo jak szybkością. Obserwowałem ruchy Cloud, która po raz kolejny wyprowadzała cios w starannie dobrany punkt. To właśnie z owego miejsca poczęły skapywać pierwsze krople błękitnej krwi. Samica nie miała jednak sporo szczęścia. Jeden z "odrostów" trafił ją w chwili odwrotu, co poskutkowało upadkiem prawie na dno krateru. Simon i Another porzucili próby zadania uszkodzeń i pędem ruszyli na pomoc podtapiającej się waderze. Swój otępiały wzrok skierowałem na nowego. Stał z otwartą księgą, zagłębiając się w lekturze... idiota... Zwlekłem się z gleby, czując pieczenie na grzbiecie.
- Co yy odpierdalasz!? Poczytasz o nim później, teraz...
Nie udało mi się dokończyć. Wilk wskazał palcem na stwora po czym wyszeptał niezrozumiałe dla mnie słowa. W ułamku sekundy jego czaszka pękła, ukazując ciemnoróżowy organ. gnida jednak nadal żyła.
Corsair padł na kolana ciężko dysząc... wiedziałem na jakiej zasadzie atakuje, ale nie przypuszczałem, że siła, której potrzebuje, by zaatakować, rośnie proporcjonalnie do wielkości przeciwnika. Samiec szukał ataku, który miał zadziałać jak najlepiej... jednak nie wyszło to po jego myśli. Był wykończony, tak samo jak Silent Fear i Alexis, którzy wciąż uparcie atakowali lewą nogę zwierzęcia. Po chwili spostrzegłem jak "złota" strzała wędruje wprost w ranę na łbie zmory. Crazy Lightning najwyraźniej znalazł sobie dogodne miejsce do ostrzału. To właśnie wtedy bryznęła na nas pierwsza fala krwi. Błękitna ciecz oblała chyba większość wilków, jednak na tym się nie skończyło. Bestia wyraźnie musiała poczuć uderzenie, co ukazała wyrywając wielki, gnijący klon. Z całej siły uderzył nim w barierę postawioną przez Betę, co spowodowało jej zniszczenie. Obserwowałem jak matki chronią dzieci własnym ciałem, jak ojcowie przyjmują na siebie fale uderzeniową. Widziałem jak Black turla się po ziemi, doszukując się wsparcia. W międzyczasie akcja ratunkowa Cloud zakończyła się powodzeniem. Jednak oba wilki biorące w niej udział były cholernie wyczerpane. Straciliśmy przez to kolejną siłę ognia. Nasze szanse malały... byłem na granicy rozpaczy... a zarazem furii. Czułem jak z pyska cieknie mi smoła, a do oczu napływa krew, która już po chwili znajdywała swoje ujście w miejscu łez. Nigdy nie przypuszczałem, że jedna sekunda może tak bardzo odmienić nastawienie. Samica o imieniu Burnt Flame, której do tej pory nie widziałem w boju, podbiegła do mnie, klepiąc z całej siły w tył łba.
- Ocknij się! Rusz się i walcz!
Jej krzyk podziałał niczym potężny zastrzyk adrenaliny. Podbiegłem do Pattona, wilka, który jako jedne z nielicznych był w stanie przetrzymać dużo więcej niż ja. Widząc, że potwór wykonuje kolejny cios, zasłoniłem go, tworząc kolejną ścianę. Tym razem jednak to było coś innego. Poczułem uderzenie, jednak potwór musiał poczuć je bardziej. Fale niebieskiej juchy wylewały się z ran kutych spowodowanych ostrymi soplami lodu. Parzyłem na to z uśmiechem, obserwując, jak kilka innych wilków zachodzi go z flanki. W ułamku sekundy spostrzegłem kolejny gest Corsaira, po którym na wciąż sprawnej łapie bestii pojawiło się złamanie otwarte. W kilka sekund za sprawą Pattona owa łapa spoczywała na ziemi oderwana od ciała, skóry i nerwów. Potworny ryk rozdzierał bębenki uszne każdego, kto był w promieniu dwustu metrów. Podczas tego całego armagedonu, ranni oraz nie udzielający się w walce zostali odizolowani od pola zagrożenia. Dawno nie widziałem tak zgranej grupy. Łuczniczy zasypywali zwierzę gradem strzał, podczas gdy inne wilki osłabiały jego i tak bardzo mocno uszkodzony przedni pancerz. Gwoździem do trumny był wielki sopel, stworzony przez połączenie sił par Alfa i Beta, który przebił klatkę piersiową bestii i wypruwając płuca przeszedł na drugą stronę. Krew lała się niczym z wodospadu, podczas gdy stwór wydawał ostatnie tchnienie. Cała gromada bojowników stała patrząc na efekt swojej ciężkiej pracy.
- Był to jeden z głównych demonów. - Powiedziała Faith. - Teraz przez dobre dwa kilometry powinniśmy mieć spokój.
Wszyscy odetchnęli z ulgą, a po zebraniu całej watahy ruszyliśmy w dalszą drogę... jako mostu używając cielska poległego zwierza.
<Ktoś następny?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!