wtorek, 26 lipca 2016

Od Silent Fear'a - C.D. Rathyen ''Dzień dla mordercy''


Wyszedłem na przechadzkę. Miałem wrażenie, że coraz więcej wilczyc się na mnie gapi... Burnt Flame praktycznie nie spuszczała mnie z oka... i to nie robiłoby mi różnicy, gdybym nie znał jej zamiarów wobec mnie, do tego pojawiła się jakaś nowa osóbka. Czułem, że jest blisko. Niestety, choćby umiała się skradać lepiej niż najlepszy szpieg czy polujący, mojego nosa nigdy nie wykiwa. A kiedy przyłożyła mi sztylet do gardła i palnęła ten tak bardzo oklepany tekst, zacząłem się śmiać, niemal płacząc.
 - Och, rozbawiłaś mnie. - Rzekłem, dusząc śmiech. Gdybym mógł, już dawno zwijałbym się na ziemi, jednak przeszkadzał mi jakiś sztylet.
 - Ciekawe czy będąc martwym też będziesz się tak śmiał. - Mruknęła, dociskając mocniej ostrze.
 - Ciekawe czy będąc martwą też będziesz taka pyskata. - Rzuciłem. No dobra, Fear, pora pokazać tej laluni, że nie warto zadzierać z kimś takim jak ty. Nawet jeśli jest groźna, z pewnością nie dorównuje mi umiejętnościami. Byłem zbyt doświadczony... a przynajmniej tak myślałem. Z całej siły nadepnąłem na jedną z jej łap, wykorzystując dosłownie sekundę jej oszołomienia, by wykaraskać się z uścisku.
 - Nie wiesz z kim zadarłeś. - Warknęła.
 - Gadaj kto cię przysłał! - Krzyknąłem. Skoczyła mi do gardła. Pierwsze, co musiałem zrobić, to pozbyć się jej sztyletu, jeszcze sobie krzywdę zrobi. - Na ilu celownikach już jestem?!
Zamiast odpowiadać, zaczęła zadawać mi ciosy sztyletem. Skutecznie ich unikałem, jednak niemalże na styk.
 - Już nie wal takich piruetów. - Rzekła, wyprowadzając mocniejszy atak. Tym razem ostrze przejechało po skórze. Dość duża rana cięta, średnie krwawienie, czyli nic szczególnego.
 - Odłóż to, bo komuś stanie się krzywda. - Odparłem, wyprowadzając wreszcie pierwszy kontratak. Wadera skutecznie uniknęła moich pazurów. - I tym kimś bynajmniej nie będę ja.
 - To się jeszcze okaże. - Prychnęła, wyprowadzając kolejną serię ciosów. Nie rozumiałem... Dlaczego? Komu znowu zaszedłem za skórę? No co?! Zabiłem kilka wilków, wielkie mi coś. Musiałem przecież zaspokoić swoje podstawowe potrzeby, tak? Tyle pytań, tyle uników, piruety, wiry, chaos... czułem się jakbym wódkę popił Whiskey. W tym całym zamieszaniu, udało mi się wyprowadzić prawie celny atak, jednak zamiast trafić w klatkę piersiową wilczycy, trafiłem w... łapę ze sztyletem, który wypadł daleko, poza nasz zasięg. - Jestem w stanie zabić cię i bez sztyletu.
 - Jasne. - Odparłem przeciągle, niewiele robiąc sobie z pogróżek tejże istoty. Czując już mniejsze zagrożenie, przyjrzałem się jej uważniej. Na plecach miała dwie czerwone linie. Brzuch kremowy. Reszta ciemna. Oczy czerwone, jakby się czegoś naćpała.
Oboje wybiliśmy się w powietrzu. Wykorzystałem te kilka sekund, by wznieść się jak najwyżej. Udało się osiągnąć cel: wadera była trochę niżej, niż ja. Cały ciężar ciała przeniosłem do przodu. Tak! Udało mi się ją przygnieść.
 - Puszczaj! - Szarpała się.
 - Cicho. - Warknąłem. - Teraz ładnie mi powiesz, dla kogo pracujesz?
 - Wiesz, że i tak nie zatrzymasz mnie tu zbyt długo?
 - Zostałaś pokonana. Potraktuj to honorowo i grzecznie odpowiedz na moje pytanie.
 - Nie. - Odwarknęła wściekle.
 - Okej, w takim razie odpowiesz na nie przed obliczem mojego alfy. A chciałem być miły...
Spróbowała się wydostać z uścisku. Pożałowała. Poddusiłem ją lekko, po czym dotknąłem jej policzka i delikatnie przejechałem po nim pazurami.
 - To niegrzecznie uciekać w środku rozmowy. - Uśmiechnąłem się, w tym samym momencie wzywając alfę na miejsce zdarzenia. - Może zdradzisz mi chociaż swoje imię, co?

< Rath? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw po sobie ślad!