Droga przede mną dłużyła się niemiłosiernie, choć cel był nieznany. Jedyne, czego pragnęłam, to uciec od głupiej prawdy. Tak trudne jest życie po stracie jedynego sensu. Szłam tak już dobre kilka godzin, czy nawet dni. Ilekroć myślałam nad sensem mojej podróży, tylekroć dochodziłam do wniosku, że sensu ona nie ma. Przemierzając po raz kolejny tę samą trasę, myślałam o tym, jakie to życie jest bezsensowne.
Nie potrafiłam zrozumieć, dlaczego tak się stało. Co zrobiłam nie tak, że mnie zostawił? Przecież byliśmy szczęśliwi. Dlaczego odszedł? Dlaczego akurat mnie to spotkało?
Wszyscy mnie nienawidzili. Wszyscy. Najpierw rodzice mnie porzucili, ponieważ urodziłam się za wcześnie. Potem porzucił mnie jedyny wilk, przy którym czułam się tak dobrze. Po co ja w ogóle żyję...?
Czułam, jak łzy napływają mi do oczu. Szybko je wytarłam, następnie rozglądając się po terenach. Znajdowałam się na jakimś sporym wzniesieniu. Postanowiłam odszukać jakiś wodopój, czy coś w tym stylu. Ruszyłam z wolna przed siebie, po krótkim czasie wyczuwając zapach innych wilków. Nie przejęłam się tym jednak. Miałam jeden cel i to do niego postanowiłam dążyć.
Ruszyłam w kierunku wcześniej upatrzonej doliny, przez którą płynęła jakaś rzeka. Myślałam, czy by się może nie utopić. W oddali zobaczyłam dwa wilki. Nie byłam jednak w stanie określić dokładnie ich wyglądu. Z tego, co wywnioskowałam pochodzili z watahy, która chyba ma tu schronienie. Nieco bardziej na wschód kręciła się inna postać, tym razem była to chyba wadera. Wyglądało to tak, jakby kogoś śledziła. Przez chwilę myślałam, że to dziwnie śledzić swoich, ale szybko też zrozumiałam, że tu mogą być dwie watahy. No tak, ja głupia nie potrafię myśleć. Przed oczami mam tylko jego i przeszłość, która okazała się być najlepszymi chwilami jego życia, by potem doszczętnie je zrujnować.
Nie chcąc myśleć o tym dłużej, postanowiłam nieco bliżej podejść do wilków, znajdujących się przy wodopoju. Przez łzy w oczach nadal nie do końca potrafiłam określić ich wyglądu. Zauważyłam tylko, że były to dwa basiory. Jeden o jasnoszarym umaszczeniu, a drugi szaro-czarnym. Miał on też skrzydła, podobnie jak ja... Kiedyś. Ach, te cudowne czasy, kiedy to można było latać wśród chmur na własnych skrzydłach. Teraz pozostał mi tylko wiatr... Ale to nie to samo, co wtedy. Wtedy czułam wolność, a teraz nie... Jakie to niesprawiedliwe. Westchnęłam, podchodząc nieco bliżej. Po chwili zastanowienia jednak wolałam ich ominąć. Pomyślałam, że skoro jest tu wataha, kres mojej podróży minie. Przynajmniej taką miałam nadzieję. Ruszyłam więc w przeciwnym kierunku, by odnaleźć miejsce, gdzie wataha się osiedliła. Po kilku minutach drogi, spacerowym tempem dotarłam na dość rozległą łąkę. Tu mieszało się więcej obcych zapachów. Nie wiedziałam wtedy, że wkraczam na czyjś teren. Po chwili dostrzegłam kilka innych wilków, a nawet nieco więcej. Gdy tylko wyszłam z ukrycia wszyscy spojrzeli w moją stronę z mieszanymi uczuciami. Uśmiechnęłam się w duchu nadal stojąc przed blisko trzydziestoosobową gromadą. Po chwili wycieńczona całodobową podróżą poczułam, jak obraz zamazał mi się przed oczami, a ja runęłam na ziemię. Jedyne co wówczas odczuwałam to silny ból głowy. Chyba zemdlałam.
<może ktoś z tłumu zechce dokończyć? ;3 >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!