Na polu bitwy panował chaos. Mój świat wyglądał jednak nieco inaczej, niż świat pozostałych. Wszystko było zamazane, liczył się jedynie mój przeciwnik, zataczający krąg wokół mnie. Obserwowałem każdy ruch czarnego wilka z dużą dozą uwagi, patrząc głęboko i z determinacją w jego niebieskie jak ocean ślepia. Jedno z nich było lekko pozbawione koloru, przechodziła przez nie spora szrama. Wyglądał na doświadczonego w kwestii walki. Pierwszy etap pojedynku między alfami opierał się na bezsensownej negocjacji i wzajemnym straszeniu.
- Po prostu oddajcie nam nasze ziemie. - Warknąłem. Niczego nie pragnąłem tak bardzo, jak tych ziem. Star byłaby szczęśliwa, gdybyśmy je odzyskali... a jej uśmiech był najcenniejszą nagrodą, jaką mogłem otrzymać, za wygraną w tym boju. Niestety, była ona niezwykle trudna do zdobycia. Miałem jednak nadzieję, że podołam wyzwaniu i uda mi się uszczęśliwić moją partnerkę, siebie, moje dzieci, przyjaciół i watahę. Na drodze do szczęścia stało niestety kilka dość sporych przeszkód.
- Niby dlaczego? - Zapytała jedna z nich, Scattered Bones, alfa i założyciel Watahy Rozrzuconych Kości, z którą toczyliśmy walkę o naszą własność. - Opuściliście je z własnej woli, więc nie widzę podstaw, dla których miałbym je wam oddawać.
- Odebrano nam je siłą przed laty! - Krzyknąłem, przypominając sobie historię Star.
- Ach tak? A skąd możesz to wiedzieć? Znajdujesz się na tym świecie zaledwie kilka dni.
Jego słowa obijały się o moje uszy z głośnym echem. Byłem zszokowany... skąd wiedział?!
- Kto ci udzielił takich informacji?! - Zapytałem. Nie chciałem zdradzać mojego zszokowania, jednak ewidentnie mi nie wyszło.
- Sam się dowiedziałem. Nie naruszyliście pola siłowego, jednak podczas przechadzki znalazłem wasz obóz. Kilka mocy i już: wiem o was wszystko. - Powiedział z uśmiechem, który przyprawił mnie o dreszcze. - A teraz, może skończymy tą dziecinadę, co?
- Dobrze. - Odpowiedziałem, zamykając oczy. - A więc gdzie chcesz walczyć?
- Jesteśmy na terenie Krwawego Wzgórza... więc może na jego szczycie? - Zaproponował, nawet nie dając mi czasu na odpowiedź, tylko od razu teleportując nas na szczyt i wyłączając mi możliwość korzystania z mocy telepatii, przez co całkowicie straciłem łączność z moją watahą. Kiedy pojawiliśmy się w wybranym przez Scattered Bones'a miejscu, piorun uderzył między nami. Burza oznaczała lepsze położenie dla mnie, gdyż posiadałem żywioł Elektryczności. Niestety, mimo wszystko, czułem, że to będzie najtrudniejsza walka w całym moim życiu... być może i ostatnia.
Miałem do czynienia z samcem, który zdecydowanie nie owijał w bawełnę. Natychmiast się na mnie rzucił, obnażając swoje zabójczo wielkie i ostre kły. Na całe szczęście, udało mi się w miarę szybko uskoczyć w bok, przez co ja wyszedłem z tego bez szwanku, natomiast wilk zarył pyskiem o grunt. Zanim udało mi się utrzymać równowagę, ten już się pozbierał i przymierzał do kolejnego ataku. Na całe szczęście, nie walczyliśmy na moce, czy bronie, a jedyną dopuszczalną formą uzbrojenia były nasze kły i pazury, a także doświadczenie w walce, doskonała strategia, znajomość terenu i siła. Kilka cięć, kilka szybkich ataków, oboje byliśmy pokiereszowani, a najbliższa połać trawy niemal całkowicie pokryta naszą krwią. Wykonałem unik przed jego skokiem, jednak ten od razu odbił się od podłoża i wykonał drugi skok, przed którym już nie zdążyłem uciec. Zatopił zęby w moim boku i szarpnął mocno, przez co wyrwał kawałek mojego ciała. Zawyłem z bólu i w odpowiedzi z całej siły zamachnąłem się łapą, niemalże na oślep. Wykonałem dwa takie ''ataki'', jednak tylko drugi był skuteczny. Właśnie w taki sposób, zupełnie przypadkiem, pozbawiłem mojego przeciwnika prawego oka. Wrzasnął tylko, po czym rzucił się na mnie. Zaczęliśmy się turlać i zatrzymaliśmy się niebezpiecznie blisko dużego uskoku... Za blisko. Scattered Bones zdążył uciec, czego nie można było powiedzieć o mnie. Leżałem bezwładnie na krawędzi, jednak w pewnym momencie spadłem. Trzymałem się jedynie pazurami, które i tak niewiele dawały. Wiedziałem, że za chwilę spadnę sam z siebie, albo to Scattered Bones wykorzysta okazję i postanowi mnie zrzucić. Cóż z tego, że to niezbyt honorowe i generalnie nie powinno się w taki sposób zabijać alfy wrogiej watahy, z którym jest się w trakcie pojedynku... przecież nikt nie dowie się, jak zginałem. To mnie lekko przerażało. Nikt nie dowie się jak zginąłem, ani nawet gdzie zginąłem... Nawet jeśli wygramy, nie znajdą mnie. A szansę na wygraną z pewnością spadały z każdą chwilą. Słyszałem coraz głośniejsze charczenie... i nagle zobaczyłem nad sobą koszmar. Dotkliwie poraniłem wilka, kiedy się turlaliśmy. W niektórych miejscach był tak poharatany, że można było zobaczyć jego białe kości z niewielką dozą żółtego osadu, splamione krwią. W miejscu, gdzie powinno być oko, wytworzyła się wielka plama gęstej, ciepłej krwi, a drugie oko patrzyło na mnie przekrwione. Psychopatyczny uśmiech wilka zdecydowanie dodawał grozy całej scenie. Jedna łapa była oskubana niemalże całkowicie... Zapewne zahaczył o jakiś większy kamień, kiedy koziołkowaliśmy.
- Z przyjemnością zakończę twój żywot. - Wyrecytował, po czym jednym płynnym ruchem odciął mi jedną z łap. Patrzyłem jak moja kończyna spada w przepaść. Nie ubolewałem nad tym. Wiedziałem, że i tak już wszystko skończone. Przegrałem. Byłem też pewien, że Scattered Bones zniknie na kilka dni, dla niepoznaki. Wiedziałem, że walka się jeszcze nie skończyła... choć dla mnie już tak.
- Żegnaj. - Uśmiechnął się wilk i odrąbał mi drugą łapę. Zacząłem spadać w przepaść, bez łap, bez honoru, bez nikogo. Uśmiech Star... to było to, co widziałem, jako ostatnie. Chciałem, aby pomimo wszystkiego była szczęśliwa.
- *Kocham cię.* - Wysłałem do niej telepatyczną wiadomość. To było ostatnie, co zrobiłem w życiu. Potem poczułem już tylko ból, łamanie kręgów i ogromny ból czaszki. A więc to koniec...
< Ktoś? >
Zaklepuję i zostawiam znicz dla Flash'a [*]
OdpowiedzUsuń~ Anon
Dołączam się [*]
UsuńYep, [*]
OdpowiedzUsuń