sobota, 16 lipca 2016

Od Gray Fog - C.D. Cherry ''Promień nadziei''


Ta kraina mi się podobała. Królestwo Cieni zdecydowanie było miejscem dla mnie. Mrok, ciarki na grzbiecie, zapach zgnilizny i mnóstwo wrzeszczących demonów, błąkających się po całym terenie. To było coś. Bałam się, jednak ten strach był przyjemny. Dla takich momentów warto żyć.
 - Uwaga! - Krzyknął alfa, kiedy zaczęły nacierać na nas trzy istoty. Wyglądały jak połączenie konia z wilkiem, miały jakieś dwa metry wzrostu i wyglądały jakby były zrobione z czystego mroku. Za nimi ciągnął się czarny dym, poruszały się one z niebywałą prędkością. Jeszcze chwila, a będą rozszarpywać na strzępy jakiegoś wilka... ich wielkie szczęki zdecydowanie były w stanie złamać nawet najtwardszą kość. Wataha zwarła szyk i wszyscy przyjęli pozycje świadczące o ich gotowości do walki. Ja nie wygięłam się w jakąś niesamowitą pozę, po prostu rozłożyłam szerzej łapy i lekko opuściłam łeb.
 - Mówiłaś, że będziemy mieli spokój! - Wrzasnął ktoś z tłumu. Widziałam, że część wilków przewraca oczami, a inni wzdychają. Rzeczywiście, lepszego momentu na robienie jazd nie było...
 - Chodziło mi o główne demony. - Wybroniła się wadera, trzymając w pysku swoje szczenię, które zamknęło oczy, jakby myślało, że w ten sposób umknie strachowi.
 - Na przyszłość precyzuj wypowiedzi. - Burknął wilk.
 - Zamknij się! - Warknęłam. - Jesteśmy w śmiertelnym niebezpieczeństwie!
 - Czyżby? - Zapytał wilk, wskazując pazurem na pędzącego Patton'a. Wokół jego ciała zaczynała pojawiać się niebieska poświata, spod łap spadały białe iskry. Biegł coraz szybciej, i szybciej, mój wzrok ledwo za nim nadążał. Położył skrzydła i schował głowę, by stać się jak najbardziej opływowym. I wreszcie zniknął, było słychać jedynie jakby świst i dało się dostrzec niebieską smugę, poruszającą się z niebywałą prędkością. Nagle nastała cisza. I po chwili wybuch. Z kłębów dymu wyłonił się Patton, który jednym atakiem zabił całą trójkę, po raz kolejny ratując życie naszej watasze. Kto jak kto, ale zasługiwał on na pozycję bety: nie umiałam wyobrazić sobie na tym stanowisku kogokolwiek innego. On i Makka nadawali się do tej roli idealnie.
 - To nie koniec kłopotów. - Mruknęła Kiiyuko, po czym krzyknęła. - Wygląda na to, że mamy gości!
Wszyscy zwrócili łby w stronę, którą wskazywała wadera. Pięć bestii. Czarne, włochate, z czerwonymi ślepiami. Pieniąca się ślina skapywała z ich brzydkich pysków. Szły ociężale, oblizując się. W pewnym momencie jeden z nich stanął jak wryty, objął wzrokiem sparaliżowane strachem wilki i ryknął, po czym wysłał w nas kulę stworzoną z mroku. Wilki rozbiegły się na wszystkie strony świata, a kilka pobiegło walczyć z potworami. Westchnęłam. Pora zrobić użytek z nabytych mocy. Zaczęłam biec w stronę stworów i wilków, które z nimi walczyły.
 - Fog! Wracaj natychmiast! - Usłyszałam głos swego ojca. Nie. Nie obejrzę się. Pora się do czegoś przydać. Chociaż ten jeden raz.
Szybko utworzyłam z lodu trzy identyczne monstra, z tym, że były lodowe, nie chciały nas zabić i nie były tak paskudne. Walczący zeszli im z drogi, po czym ruszyli za nimi, wykorzystując je jako osłona. Niestety, stwory dosyć szybko rozbiły moich lodowych żołnierzy, jednak jedna bestia padła martwa. Zostały cztery. Dwie były już mocno poranione, jednak dwie były w bardzo dobrej kondycji, pomimo silnego ostrzału ze wszelkiego rodzaju broni. Tuż nad moim łbem przeleciała strzała. Wykonana ze szczerego srebra. Strzała ojca. Kolejny potwór poległ.
Spojrzałam w niebo. Księżyc świecił. No tak, Zew Księżyca!
Na świecie zrobiło się ciemno, a całe światło z wielkiej, świecącej kuli przeniosło się na jednego potwora. Ten zaryczał w agonii i po chwili zamienił się w popiół, a księżyc wrócił do normy. Jeden został zabity przez inne wilki.
Została ostatnia bestia.

< Samłan? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw po sobie ślad!