Walka trwała już dobre parę godzin. Wataha walcząca z nami poniosła bardzo ciężkie straty, co skutkowało pojawieniem się na polu bitwy większej ilości wader oraz młodszych osobników. Właśnie zakończyłem żywot kolejnej nędznej istoty, przyglądając się jak koleje mięsa armatnie wbiegają na pobojowisko. Większość walczących jednostek powoli zaczynała brodzić w kałuży krwi, skóry i mięsa. Mogę śmiało powiedzieć, że ociekałem krwią... zarówno swoją, jak i przeciwników. Nie pamiętałem już ilu zabiłem... nie wiedziałem ilu naszych poległo. Nie wiedziałem gdzie podziały się niektóre jednostki, jednak walka musiała trwać. Naprzeciw mnie stanęła samica inna, niż wszystkie inne. Jej zęby, które ukazała prawie od razu po nawiązaniu kontaktu wzrokowego, ociekały krwią. Pysk, łapy, korpus, a nawet uszy, miała pełne ran ciętych. Bez namysłu rzuciliśmy się sobie do gardeł... jak się później okazało, był to błąd. Samica pomimo, iż nie była duża, cechowała się sporą siłą i szybkimi kontrami. Taka technika bardzo szybko pozwoliła jej na zadanie mi kilku poważniejszych ran. Kątem oka zobaczyłem Black Orchid, próbującą wyprowadzić atak idealnie w szyję wadery. Nie wiem czemu spojrzałem się w jej stronę... Przecież to był tylko ułamek sekundy. Samica momentalnie obróciła się, kierując swoje szczęki prosto na gardło Black. Stałem bezradnie w tumanach kurzu, patrząc jak obie wilczyce padają na ziemię... niestety... podniosła się tylko jedna. Potwór, z którym walczyłem szybko oblizał swoje spierzchnięte wargi.
- Partnerka? - Zapytała, szykując się do kolejnej szarży.
Nie odpowiedziałem... poczułem smak smoły w ustach, z oczu wypłynęły karmazynowe łzy, a futro zjeżyło się na całym ciele. Furia... nawet to nie było w stanie nadążyć za jej ruchami. Po krótkiej chwili padłem na ziemię, czując ogromny ból w obu zgięciach kolan... Przecięte ścięgna skutecznie wyeliminowały mnie z dalszej walki. Poczułem, jak ciało wadery przygniata mnie do ziemi, a jej łapa zaciska palce na sierści znajdującej się na moim łbie. Zimne ostrze przesunęło się po gardle z wielką precyzją. Poczułem tylko pieczenie i falę ciepłej cieczy, ściekającą po klatce piersiowej.
- *Wybacz stary... dłużej nie dam rady. Lepiej wracaj na pole bitwy... wygrajcie tą bitwę... i żegnaj.* -Telepatyczna wiadomość została wysłana w eter, a jej odbiorcą miał stać się Patton, którego nie widziałem od dłuższego czasu. Czułem, jak ciepło ucieka z mojego ciała. Próbowałem dostać się do Black, widząc, że powoli się porusza. Nie musiałem jednak długo czekać, aby zobaczyć, jak kolejny przeciwnik odcina jej głowę i rzuca w tłum walczących stworzeń. Moje ciało pozostało, lecz duch obserwował walkę z większej wysokości.
<Ktoś inny?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!