poniedziałek, 11 lipca 2016

Od Flash'a - C.D. Silence'a ''Deszcz meteorytów''

Poprzednie opowiadanie

Obserwowałem z niewielkiego wzniesienia odpoczywające wilki. Nie byłem pewien, czy kierujemy się w dobrą stronę, być może powinniśmy najpierw szukać na południu, a nie północy? Członkowie watahy potrzebowali jeszcze dwóch godzin, aby w pełni uzupełnić siły. Wiedziałem, że źle zareagują na pomysł, by nagle wracać się i iść na południe. Spojrzałem na Star, która leżała obok mnie, również obserwując wilki.
 - Idę. Powinienem wrócić za dwie godziny. - Oznajmiłem partnerce.
 - Idziesz na polowanie? - Dopytywała się wadera.
 - Zobaczysz. - Mruknąłem tajemniczo, zszedłem ze wzniesienia i ruszyłem przed siebie w biegu. Kierunek: południowy zachód.
Nie wiedziałem, ile już tak biegnę. Oddech zrównany z krokiem, równomierny, wypuszczany nosem. Kiedy unosiłem swoje ciało do góry, wyrywałem z ziemi kilka ździebeł trawy, które unosiły się wraz z grudkami do góry, po czym opadały szybko na ziemię. Wiatr czesał moją sierść. Już po chwili dobiegłem do gęstwiny i zacząłem się przez nią przedzierać, ścinając pazurami większość krzewów, które stały mi na drodze. Czułem, że powinienem się zapuszczać w te chaszcze, że czeka mnie wielka nagroda, być może utracone przez nas terytorium...?
Nagle na mojej drodze pojawił się potwór, jakiego jeszcze nie widziałem. Nie wiedziałem też czym jest, nie znałem jego ataków, nie wiedziałem nawet, czy jest groźny, ale taki się wydawał. A więc to była ta nagroda... Spotkanie ze śmiercią oko w oko.
Lugia - King of the sea by Autlaw
art by Autlaw on dA
Wyłonił się z jeziora, ryknął głośno i utworzył kulę światła w swoim pysku, którą następnie wystrzelił prosto we mnie. Nie dało się zrobić uniku, to wszystko stało się za szybko - a więc potężny pocisk trafił mnie. Byłem oszołomiony: dudniło mi w uszach, straciłem chwilowo wzrok i nie umiałem przejąć kontroli nad ciałem, które nagle miałem jak z waty. Nie tylko łapy, ale całe ciało. Siła uderzenia była niesamowita: odrzuciło mnie na kilka metrów, po czym uderzyłem plecami w drzewo. Zawyłem z bólu. Nie umiałem otworzyć oczu. Straciłem panowanie nad zmysłami, nie umiałem nic zrobić z ciałem, wszystko mnie bolało. Czułem, że to już mój koniec.
 - K-Kim j-jesteś? - Zapytałem, powoli podnosząc się z klęczek. Potwór nie odpowiedział, ale zaryczał i podniósł głowę do góry, by zaprezentować swoją wyższość. Udawanie martwego nie wchodziło w grę: wyglądał na takie stworzenie, które dla pewności rozrywa swoją ofiarę na strzępy i ją zjada, delektując się każdym kawałkiem mięsa, każdą kropelką krwi...
Postanowiłem uciekać. Nim potwór zdążył zauważyć, przemknąłem szybko pod nim i biegłem dalej w swoją stronę, do miejsca, gdzie chciałem dobiec. Wiedziałem, że bestia depcze mi po piętach, jednak chyba tylko w wodzie była tak szybka. Minąłem jezioro i byłem przekonany, że to z niego wyszedł potwór. Gęstwina, w którą wbiegłem, powoli zanikała. Wiedziałem, że to tu... Rozdarłem ostatnie dwa krzewy i zobaczyłem to, dla czego ryzykowałem własne życie. Wielka, ogromna góra, wśród mnóstwa innych, mniejszych gór. Szczyt wzgórza znajdował się ponad chmurami. Krwawe Wzgórze...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw po sobie ślad!