Na naszych terenach znajdowaliśmy się już jakieś dwa, trzy dni. W tym czasie nie wydarzyło się nic niezwykłego, znaleźliśmy jedynie miejsce na obóz, odnalazła się również Celty, która została od nas oddzielona po wyjściu z labiryntu. Na noc ogradzaliśmy nasz mały obóz ścianą lodu, którą właśnie ona tworzyła. Wilki, które do tej pory się nie znały, zaczynały się ze sobą coraz lepiej dogadywać i generalnie byliśmy coraz szczęśliwsi. Nawet smutne wilki wydawały się być jakoś mniej ponure: zmiana otoczenia najwyraźniej dobrze robiła wszystkim, jednak byliśmy już zmęczeni. Tereny były już niemal całkowicie przeczesane i nikt niczego nie znalazł, jednak wydawało mi się, że w powietrzu unosi się obcy zapach wilka bądź wilków. Chcąc to sprawdzić, poszedłem do Flash'a.
- Cześć. - Powiedziałem, witając się z nim. Nie odpowiedział mi. Jego oczy były zamglone, a sam Flash znajdował się chyba w innym świecie. - Hej! - Krzyknąłem. - Flash!
- Ach, wybacz. - Mruknął, otrząsając się. - Trochę się zamyśliłem.
- A o czym myślałeś? - Zapytałem, uśmiechając się lekko.
- O niczym ważnym. - Odpowiedział wymijająco i zmienił temat, dokładnie tak, jak przewidywałem. - Co cię do mnie sprowadza?
- Chciałbym udać się na samotny patrol. Powiedzmy, że chyba coś mam, ale muszę to sprawdzić w pojedynkę. Czy wyrażasz na to zgodę? - Zapytałem, Flash wydawał się być wyraźnie zaciekawiony.
- Dobrze. - Odparł w końcu. - Idź. Tylko jak wrócisz, opowiedz mi o wszystkim.
- Tak jest. - Odpowiedziałem, skinąłem lekko głową i odszedłem.
Kiedy zniknąłem mu z oczu, upewniłem się, że nikt inny mnie nie widzi, po czym zacząłem biec. Natychmiast przeszedłem do największej możliwej prędkości i ze spokojem manewrowałem między migającymi mi przed oczami drzewami. Super szybkość zdecydowanie była moją ulubioną mocą, jednak starałem się jej za wiele nie używać: biegałem bardzo szybko nawet bez niej, a używanie jej w lesie byłoby niebezpieczne, bo ryzyko wpadnięcia na drzewo jest wówczas ogromne. Tak, czy inaczej, miałem tylko jeden cel: pędzić. Zahamowałem jednak gwałtownie, kiedy usłyszałem głosy. Dwa wilki prowadziły ze sobą dialog. Nie mogłem ich zobaczyć, jednak uważnie przysłuchałem się rozmowie między nimi.
- Cieszę się, że złapaliśmy to karibu. - Rzekł jeden.
- Ja też. Szkoda tylko, że całe musimy oddawać alfie. - Powiedział drugi.
Alfie. A więc jest tutaj wataha, tak, jak przewidywałem. Postanowiłem śledzić dwóch basiorów, mając nadzieję, że nie zostanę zauważony. Niestety, byli oni tak zajęci obgadywaniem swoich przywódców, że nie mieli jak mnie zauważyć. Dowiedziałem się za to wiele ciekawych rzeczy. Wataha Rozrzuconych Kości, licząca wiele osobników, bo około setkę. Zajęła te tereny jakiś rok po tym, jak zostaliśmy przeniesieni do innego świata. Są bezwzględni i krwiożerczy. Ich alfa to czarny wilk, imieniem Scattered Bones, zaś jego partnerka ma na imię Drop of Blood. Ich dzieci nazywają się Scattered i Dropped. Dwójka basiorów doprowadziła mnie do samej watahy. Mieszkali ewidentnie na naszych terenach, a pole siłowe było ich sprawką. Właśnie z takimi wiadomościami powróciłem do mojego alfy.
- Muszę to natychmiast ogłosić watasze! - Powiedział wyglądając na wyraźnie wzburzonego, po czym opowiedział wilkom wszystko, czego udało mi się dowiedzieć. Ostatecznie nie podjął jednak żadnych kroków, poza zwołaniem wilków ze stanowiskami wyższymi.
< Ktoś ze stanowisk wyższych? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!