Dokładnie się rozglądałem, próbując odgadnąć, kogo nie ma. Na szczęście cała moja rodzina znajdowała się tuż obok mnie, więc nie musiałem się martwić. Buried, Raven Di Angelo, Vixan i Tay, tych czterech basiorów nie widziałem wśród nas. Rozejrzałem się za Celty. Odetchnąłem z ulgą, kiedy zobaczyłem ją wśród innych wilczyc.
- Kogo nie ma? - Zapytał zniecierpliwiony Flash.
- Buried, Raven'a Di Angelo, Tay'a i Vixan'a. - Wyrecytował Patton, beta watahy.
- Trudno. Idziemy bez nich. - Westchnął alfa. Ta decyzja niewątpliwie nie przyszła mu zbyt łatwo, no ale cóż... życie to sztuka wyboru. Mógł poświęcić całą watahę i szukać tych czterech basiorów, lub ocalić trzydziestkę wilków, nie ingerując w ich decyzję. Nie wiadomo, czy w ogóle byśmy ich przekonali do zmiany świata, skoro byli tak ''zbuntowani''. Jak dla mnie ich zachowanie było idiotyczne i samolubne, jednak nie miałem na nie wpływu. Żałowałem, że nie mogę im powiedzieć, co o nich myślę.
Rozpoczęliśmy wędrówkę, która już od początku nie była bezpieczna. Flash zrobił zaledwie kilka kroków, gdy tuż przed nim rąbnął meteoryt.
- Zaczęło się... - Mruknęła matka, wymieniając z ojcem zatroskane spojrzenia.
- Nie martw się, mamo. - Rzekła opiekuńczo Grace, na co Gaster Phoenix jedynie westchnął. Ja postanowiłem się nie odzywać, jeszcze palnąłbym coś głupiego, co tylko pogorszyłoby sytuację.
- Zewrzeć szyk, idziemy dalej! - Rozkazała Star. Nudziło mi się, tylko łażenie i unikanie co chwila spadających meteorytów. Potruchtałem w stronę przywódców, po czym zacząłem przysłuchiwać się rozmowie Flash'a z Patton'em.
- To niebezpieczne, trzeba zastosować jakieś środki ostrożności. - Rzekł Patton. Zawsze go lubiłem, był rozważny i myślał trzeźwo. Nadawałby się na alfę, nie obrażając Flash'a, który również był dobrym przywódcą.
- Niby jakie? - Spytał szary wilk, unosząc jedną brew.
- Mam parę swoich sposobów. - Uśmiechnął się Patton, obrzucając alfę tajemniczym spojrzeniem.
- No to pokaż, nie przeciągaj struny... - Rzekł poirytowany Flash, nie wytrzymując napięcia. Patton stworzył wokół watahy pole siłowe, które odbijało meteoryty. Niestety, tylko ja to zauważyłem, dlatego gdy meteoryt zaczął lecieć prosto na nas, wilki wpadły w panikę. Ich miny po odbiciu się nacierającej skały były bezcenne. Miałem ochotę paść na ziemię i śmiać się jak głupi, jednak aktualna sytuacja wymagała raczej powagi. - Patton, jesteś genialny.
- Powiedziałbym, że wiem, ale moja skromność na to nie pozwala.
Flash jedynie zaśmiał się na odpowiedź Patton'a. Postanowiłem pójść pogadać z Celty.
- Jak tam? - Zapytałem, kiedy byłem dostatecznie blisko niej.
- Daję radę. - Odparła. - Co myślisz o tej nowej?
- Rachel? Nie wiem. Cieszę się, że do nas dołączyła. Im nas więcej, tym lepiej. O to przecież chodzi w stadzie: by było duże i chroniło siebie nawzajem. Nowe wilki z pewnością nam się przydadzą.
- Masz bardzo optymistyczne podejście. - Westchnęła.
- Nie przyzwyczajaj się. - Mruknąłem, powracając do normalnego tonu. - Trochę bezsensowne jest to, że niewiele mówi. Chociaż, może to i lepiej? Nie lubię bardzo rozgadanych wilczyc.
- Rozumiem. - Odparła. - Mam dziwne wrażenie, że najbliższe dni przyniosą jakieś nieszczęście.
- Tak sądzisz? - Spytałem, unosząc jedną brew. - Nie byłbym tego taki pewien. - Rzekłem, a po chwili namysłu dodałem: - Masz rację, mam zbyt optymistyczne podejście.
- Albo po prostu próbujesz się oszukać, w rzeczywistości zdając sobie sprawę z realności zagrożenia.
- Zabiję cię. - Powiedziałem, wlepiając w nią lodowaty wzrok.
- Dlaczego?
- Za dużo o mnie wiesz i zbyt dobrze mnie znasz. - Odparłem, uśmiechając się.
- Gdybyś nie był taki rozgadany, może by tak nie było. - Odpowiedziała, na co ja jedynie uśmiechnąłem się. Postanowiłem ruszyć dalej, w poszukiwaniu kolejnych rozmówców.
< Kto teraz? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!