Wilki atakowały potwora wszystkimi możliwymi sposobami, używając swoich broni, mocy i ciosów pozbawionych magii. Ja natomiast, jako uzdrowicielka, wzrokiem szukałam jakichś rannych, jednak nikogo takiego nie znalazłam. Postanowiłam się przydać w inny sposób i udzielić się w walce z ostatnim, kilka razy większym od swoich niedawno zmarłych kolegów stworem.
Postanowiłam przejąć władzę nad niewątpliwie niegrzeszącym inteligencją i siłą umysłu stworzeniem. Zaczęłam podchodzić w stronę zwierzęcia, a wataha, którą zostawiłam w tyle, wpatrywała się we mnie jak w obrazek, jakby mieli mnie zobaczyć ostatni raz. Uśmiechałam się w duchu, bo to znaczyło, że chyba mnie lubili. Kiedy Patton zobaczył, że zmierzam do strefy walki, od razu przerwał swój atak i krzyknął:
- Nie podchodź, tutaj jest niebezpiecznie!
Denerwowało mnie to. Strasznie. A tak było zawsze! Miałam już tego dosyć, nie jestem małym szczeniakiem, który da się zabić w ciągu pięciu sekund, tylko doświadczoną medyczką, w dodatku betą. Fakt, może trochę ryzykuję, ale bez przesady. Statyczny styl życia to nie to, o co mi chodziło. Potrzebuję zmiany. Odrobiny ryzyka, zabawy. Chcę się rozerwać, wreszcie zabić coś dużego. Poczuć tę ogromną satysfakcję, nie ukrywać się w cieniu kogoś innego. Posłałam mojemu partnerowi zdeterminowane spojrzenie, po czym odkrzyknęłam.
- Właśnie o to chodzi!
Patton jedynie westchnął, po czym uśmiechnął się do mnie i skinął głową. Tak, dostałam jego ''pozwolenie''. Mam nadzieję, że zrozumiał o co mi chodziło. Wiedziałam, że zawsze robił to wszystko z miłości, nigdy nie puszczał mnie na żadne walki, ale pora to zmienić. Muszę zacząć żyć pełnią życia, odetchnąć pełną piersią... i będę do tego powoli dążyć.
Stałam w środku pola walki. Inne wilki skutecznie odwracały uwagę potwora, podczas gdy ja koncentrowałam się na nim i próbowałam zrobić wszystko, by dotrzeć w głąb jego umysłu. Jak się spodziewałam, było to bardzo proste. Zbyt proste. Jak się spodziewałam, po chwili wszystko się skomplikowało: aby sprawdzić, czy mam władzę nad jego umysłem, kazałam mu się położyć... a ten podskoczył, przez co wywołał małe trzęsienie ziemi.
- Nic nie rozumiem... - Szepnęłam do siebie.
- Jeżeli każesz mu skoczyć, położy się! - Krzyknął Silence, wysyłając w jego stronę jakiś ciekawie wyglądający pocisk. Spojrzałam na jego mechaniczną łapę, którą kilka dni temu Black Orchid ponownie zamontowała. Przeszedł mnie dreszcz, kiedy przypomniała mi się jego historia. Opowiedział Patton'owi wszystko ze szczegółami, a ja mimowolnie przysłuchiwałam się temu z niebywałym zainteresowaniem. Na samą myśl o jego przeżyciu boli mnie łapa. - Odczytuje na opak każdy rozkaz, jaki mu wydasz!
- *W sumie, to by się zgadzało...* - Pomyślałam i nakazałam mu atakować watahę. Potwór stanął w całkowitym bezruchu, zupełnie ignorując wszelkiego rodzaju ostrzał, który wilki kierowały w jego stronę. Kazałam mu żyć... a on umarł. Tak po prostu... padł na ziemię, wywalił język, a oczy zasnuły się mgłą. To mnie rozbawiło. Straciłam połączenie z umysłem potwora. Teraz mogłam im się dokładniej przyjrzeć. Coś jak mordorisy, tylko większe i brzydsze. Wataha wiwatowała po odniesionym zwycięstwie, podczas gdy szczeniak Faith wyraźnie oddalił się od grupy.
- Słyszycie to? - Zapytała, odwracając się w naszym kierunku.
< Co to było? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!