Zastanowiłam się. Co bym zmieniła?
- Swoją przeszłość... Całą... - szepnęłam.
- Rozumiem... a w sobie? - pytał.
- Swoją naiwność! - krzyknęłam, zerwałam się na równe łapy, wybuchłam płaczem i wybiegłam z jaskini. Rzuciłam się w śnieg i zaczęłam łkać. Corey podszedł do mnie i ułożył obok, przytulając mnie.
- No... nie płacz. Ja nie chciałem... - bał się najwyraźniej, że to jego wina. - Nie lubię, jak płaczesz. -dodał.
- Ale to nie twoja wina... - szepnęłam płacząc, a wtedy usiedliśmy.
Wilk przytulił mnie i pogłaskał łapą po włosach. Wtuliłam się w futro Corey'a i powoli się uspokajałam. Powoli wróciliśmy do ogniska, otuliliśmy się tym samym kocem, co przedtem i otrzymałam jeszcze jeden kawałek tego pysznego jelenia, którego zrobił Corey. Nie wiem, jak mu za to wszystko dziękować. Przecież uratował mi życie, tam, pod kołem młyńskim, potem to ciepło, jedzenie... teraz pocieszanie mnie i znowu smakołyki... Dlaczego on to wszystko dla mnie robi? Teraz rozmawialiśmy na wszelkie tematy.
- Gdzie chciałabyś się teraz znaleźć? - spytał nagle.
- Hm... - zamyśliłam się. - Na rozgrzanej słońcem plaży. Leżeć na ciepłym piasku, wsłuchiwać się w szum morza... - zamknęłam oczy, po czym je otworzyłam. - A ty?
- Może... Na jakiejś łące, obok gór... Nie wiem, coś takiego. - odparł.
Chwilę jeszcze rozmawialiśmy i musiałam iść. Kiedy wychodziłam, Corey złapał moją łapę i musnął ją delikatnie, po czym wyprostował się i zza pleców wyciągnął małe, czerwone pudełeczko w kształcie serca.
- A to... to jest... dla ciebie. - wyszeptał i podał mi pudełko w kształcie serduszka.
Popatrzyłam na niego, a później na pudełko. Otworzyłam je. - Taki tam... drobny prezent. - dodał, kiedy wyciągałam...
Piękną, tęczową bransoletę ze skóry. Trzymając ją w łapie rzuciłam się Corey'owi na szyję.
- Dziękuję! Jesteś wspaniały! Tyle dla mnie robisz i jeszcze ty dajesz mi prezent! Ale czekaj, też mam coś dla ciebie. - wyciągnęłam z torby małe pudełko.
Wilk przyjął je ode mnie i otworzył. Wyciągnął złoty łańcuszek i popatrzył na mnie.
- Jest cudny, dziękuję. - przytulił mnie lekko. - No, już cię nie zatrzymuję, leć.
Pożegnaliśmy się, a kiedy byłam już na średniej odległości, kątem oka zauważyłam, że Corey odwracając się zakłada łańcuszek. Ja zdjęłam moją tęczową bransoletę i włożyłam do torby, by się nie zniszczyła. Postanowiłam o nią dbać. Kiedy weszłam do jaskini, krzyknęłam "hej", ale nikt nie odpowiedział. Spojrzałam na posłania. Jedynie Safira wyszła z cienia.
- Teraz wszyscy odchodzą... Alois też sobie odszedł. - rzekła. - Pewnie miał już ciebie dość. - dodała złośliwie i wyszła z jaskini.
Na posłaniu Alois'a faktycznie nie było na nim jego właściciela. Nie było nikogo. Tylko ja i ciemność. Ogarnęła mnie fala płaczu, zawróciłam i kierowałam się do jaskini Corey'a. Kiedy tam podeszłam, na moje szczęście Corey jeszcze nie spał, tylko sprzątał resztki z naszej kolacji.
- Kiiyuko? Co ci się stało?! - wyszedł mi na powitanie. - Wejdź...
< Corey? Przyjmiesz biedną kluskę? :3 >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!