Powoli, dziwnie spokojnie, truchtem oddalałem się od terenów watahy, z której dziś rano mnie wyrzucono. Na pysku cały czas gościł uśmiech obłąkańca i zaschnięta krew mojego młodszego rodzeństwa. Przynajmniej nie opuściłem jaskini głodny. Zapewne większości mogło by się to wydawać okrutne, odrażające i straszne. Ale nie mnie. We mnie nie ma już ciepłych uczuć, został tylko kawał lodu, wciąż zwany sercem, a ja jestem tylko pustą skorupą, pasożytem żyjącym kosztem innych. Nie przeszkadza mi to, a wręcz przeciwnie; bardzo to lubię. Znienawidzona przez wszystkich kreatura, która pożarła własną rodzinę, piękne. Gdy byłem szczenięciem, wszyscy mi współczuli moich genów. Jednak ja cieszyłem się możliwością zamiany w okrutne monstrum siejące postrach i zniszczenie. I dalej się cieszę. Nikt mnie nigdy nie rozumie, chociaż może to i lepiej. Właśnie zmierzam w stronę watahy, gdzie żyje mój kolejny cel; ktoś, kto zabił moich rodziców, gdy z rodzeństwem byliśmy u cioci. Kiedyś błądziłem podczas spania po snach wilków będących na innych krańcach świata, gdy natknąłem się na niego. Chociaż ogółem jestem pechowcem, tym razem mi się udało. Szybko przejrzałem wszystkie jego myśli i pamięć, aż dowiedziałem się wystarczająco dużo. Żyje w Watasze Elektryczności, odkąd wyrzucono go z Watahy Magii. Niegdyś płatny morderca, czego doświadczyła moja rodzina. Ale po co szlajać się po obcych watahach? Za mało miał zarobku? Nie wiem, ale wiem, że chcę się zemścić. Pamiętam jak strasznie nad tym ubolewałem, zresztą jak wszyscy. Maszerowałem już od dłuższego czasu, opierając się wciąż strasznej śnieżycy, aż ta zaczęła powoli cichnąć. Przyspieszyłem zdecydowanie. Pod koniec dnia byłem już blisko. Zza oświetlanych na czerwono światłem zachodzącego słońca gór wylatywała masa dziwnych sylwetek. Latające wilki? Czyżby? Zaciekawiony zwolniłem, żeby przypatrzeć się postaciom majaczącym w oddali. Siedziałem tak przez dość długi czas, później zrobiłem sobie przechadzkę. Już dało się czuć bardzo słaby zapach wilków. Zmieniłem się w moją drugą formę, żeby szybciej dotrzeć, po czym poszukać jaskini alf.
- *Tylko żeby mnie nie zobaczył...* - pomyślałem
Gnałem naprawdę szybko. Mijałem drzewa i sarny oraz inne tego typu rzeczy. Przystanąłem, żeby się czegoś napić. Dalej pod postacią Wendigo. Usiadłem na chwilę delektując się ciszą. Nagle usłyszałem cichy jęk. Kilka metrów dalej stała różowa wilczyca. Chyba się wystraszyła. No... Widok takiego czegoś w normalnym lesie nie jest raczej codzienny. Jak najszybciej zmieniłem się znów w wilka, jednak chyba wciąż nie była przekonana.
<Kiiyuko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!