Westchnęłam tylko i patrzyłam ukradkiem na zagubionego Silenta. Położyłam na ziemi podniesioną łapę. Pomyślałam chwilę, co jeszcze można by było zrobić w walentynki. Nie obchodziłam ich, nigdy. Tylko czasami dostałam od kogoś jakiś kwiat, czy upolował mi zająca na śniadanie. Jakby tak... ale nie. Nie mogę używać magii miłości. Ona może zepsuć komuś życie. Ok, basiorowi by to tam pasowało, ale wolę chyba się powstrzymać. Jakby tak tylko włączyć magię miłości i iść przed siebie, to... ciekawie. Już to znam, ale on nie. Więc może warto po prostu się przejść, tyle, że z efektami różnego rodzaju.
- Chodź, ot, sobie pobiegać.
Popatrzył na mnie, jakby nie wiedział o co mi chodzi, ale moja mina zdradzała, że nie wszystko będzie do końca... normalnie. Pobiegłam w stronę jakiegoś lasu, on niespiesznie szedł w moją stronę. Skoncentrowałam się i kiedy zaczęło bić ode mnie światło, mogłam iść dalej. W tym czasie przyglądał mi się z obojętną miną. A tam, gdzie biło moje światło działy się tak zwane czary. Uschnięte rośliny odżywały, kiedy byłam obok nich, te zdrowe plotły się w różne kształty, moje ślady zmieniały się na moment w małe serca odbite na piachu. Moje naturalnie zielone ślepia zmieniły kolor na niebieski, a spojrzenie w nie było hipnotyzujące. Dlatego nie patrzyłam w tył, no bo nasze spojrzenia mogły się spotkać. Nagle usłyszałam obok siebie kroki. Silent stał obok mnie, nie mogłam na niego przecież patrzeć.
- No, hej...i jak?
- Paskudnie. - Odpowiedział ze śmiechem.
- Wielkie dzięki...
Zamknęłam oczy i napadłam na niego przewracając znienacka. Podążałam jednak dalej, kiedy ku mojemu zdziwieniu zniknął. Wyskoczył kilka kroków przede mną z krzaków i już obracał głowę.
- NIE...
Popatrzył prosto w moje ślepia. Zdrętwiał chwilowo i nieprzytomnie podszedł do mnie patrząc zawadiackim wzrokiem. Klęłam w myślach i zacisnęłam zęby.
- Pięknie, kolejną godzinę będziesz jak naćpany!
Wyłączyłam magię miłości. Samiec zbliżał do mnie pysk. Dałam mu z liścia, nie był zbyt silny pod tymi czarami. Ja zaś padałam z łap, musiałam znaleźć jakieś miejsce, gdzie zdrzemnęłabym się. Może on też się uspokoi. Zobaczyłam jaskinię. Jakąś małą, opuszczoną jaskinię. Podbiegłam do niej ostatkami sił. Położyłam się i zasnęłam. Niestety na marne pięć minut, bo Silent wył, zaczepiał mnie, gryzł za ogon i tym podobne do czasu, aż ukąsiłam go w łapę. Chwilę pojęczał, ale po kilku minutach sytuacja powtórzyła się. Zrezygnowałam więc ze spania.
- Musimy tu zostać te kilka minut, aż czary z ciebie zejdą. Może tu będziesz bezpieczny i się nie zabijesz.
Usiadłam i patrzyłam tylko na Silenta. Pierwszy raz takiego bezbronnego. Modliłam się tylko, żeby mnie nie zabił jak już będzie świadomy...
<Silent Fear? Hue, hue, już widzę twój przypływ weny...>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!