Jason wyszedł ze szczeniakami jeszcze zanim się obudziłam, więc nie miałam za bardzo co robić. Postanowiłam, że również udam się na spacer, jednak w nieco innej formie, w formie polowania. Niestety, nie posiadałam żadnej broni, chociaż planowałam złożyć zamówienie, tak więc najpierw pobiegłam do Crazy Lightning'a, aby pożyczył mi swoją broń. W tym celu musiałam udać się do jaskini Alf. Na całe szczęście podróż nie trwała długo, a dodatkowo umilała ją przepiękna pogoda - wiosna była w pełni, na całe szczęście, bo miałam już dość tej zimy. Bytłam ciekawa, czy o takiej godzinie zastanę kogoś w jaskini, czy wszyscy udali się na polowanie.
- Halo! - Zapytałam i ostrożnie zajrzałam do jaskini Alf. - Jest tu kto?
- Ja jestem. - Oznajmił głos basiora, po czym ukazał mi się w całej okazałości. Jakże wielkie było moje szczęście, kiedy zauważyłam, że to Crazy Lightning, syn pary Alfa, wilk, którego szukałam. - Potrzebujesz czegoś, Alexis? - Zapytał po chwili, po czym zaprosił mnie do środka.
- Tak, chciałabym pożyczyć twój łuk. Planuję złożyć zamówienie na broń, ale chciałabym się przekonać, czy warto. - Uśmiechnęłam się przyjacielsko, a Crazy zastanowił się. Łuk był dla niego cenny.
- Dobrze, udostępnię ci go na trzy godziny. - Odparł po małym zastanowieniu. - Tylko niech wróci w takim samym stanie, w jakim ci go oddaję. Do kompletu masz oczywiście kołczan i komplet strzał, które są mi przysyłane na bieżąco, więc nie musisz się o to martwić. Możesz wystrzelać wszystkie, mam zapas.
- Dziękuję ci. Oczywiście, będę z nim za trzy godziny. - Powiedziałam i wyruszyłam w swoją drogę. Pędziłam bardzo szybko, gdyż miałam zamiar upolować nietypowe zwierzę, a ekscytacja przyspieszała mój bieg mimo mojej woli. Chciałam upolować Wiwernę, która założyła sobie gniazdo na jednym ze wschodnich stoków Dymiących Gór. Miałam nadzieję, że podołam.
Mijałam wiele drzew i podczas drogi natrafiłam też na łąkę, co bardzo mnie ucieszyło, bo mogłam rozwinąć prędkość. Minęłam jakiegoś białego konia. Po kilku metrach poczułam się dziwnie lekko, zupełnie jakbym coś zgubiła, ale nie przejmowałam się tym, tylko biegłam dalej.
Dotarłam na Dymiące Góry i kiedy tylko udałam się na wschód, zobaczyłam wielkie stworzenie na niebie, najprawdopodobniej Wiwernę. Przygotowałam łuk i sięgnęłam do kołczanu po strzałę, aby ją wystrzelić, jednak na moich plecach nie było ani kołczana, ani strzał.
I właśnie w tym momencie stało się coś nieoczekiwanego. Tamten koń, którego wtedy mijałam przyszedł z kołczanem w pysku i podał mi go. Popatrzyłam na klacz z wdzięcznością i zaczęłam strzelać w Wiwernę. Był to stary, słaby osobnik, więc poszło z nim łatwiej, niż mi się wydawało, jednak gdyby nie ten koń, Wiwern dość szybko wyczułby moją obecność, a wtedy miałabym kłopoty. Tak więc, byłam niesamowicie wdzięczna koniowi. Okazało się, iż mówi on w naszym języku. Postanowiłam, że od tej pory będzie mi towarzyszyć, jeżeli tego chce. W taki właśnie sposób zyskałam towarzysza, w właściwie towarzyszkę, magicznego konia imieniem Isabelle.
Pozwoliłam mojemu towarzyszowi biegać swobodnie po terenach, sama zaś szłam przed siebie. Spotkałam Diesel'a, któremu opowiedziałam o mojej małej przygodzie.
- Może udałbyś się ze mną do Crazy'ego? Muszę mu oddać łuk. - Powiedziałam.
< Diesel? Brak weny :/ >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!