Podniebna podróż była serio fajna. Mogłam ujrzeć tereny watahy z lotu ptaka, nie mając skrzydeł. Chociaż... trochę się bałam i nie było to miłe z mojej strony, że wpakowałam mu się do tej torby tak na chama, no ale przepraszam bardzo, taka pokusa była wręcz nie do odparcia.
- Kiedy lądujemy? - Zapytałam samca.
- Wtedy, kiedy mi się zachce. - Wykonał gwałtowny skręt w lewo, przez co musiałam się schować głębiej do jego torby. - Boisz się?
- Nie... Nie boję. - Spojrzałam mu w oczy.
- Ach tak? - Spojrzał na mnie uśmiechając się wrednie.
Właśnie wtedy przyspieszył, wyrywając przed siebie, jak szalony. Zatoczył kilka beczek w powietrzu, co zmusiło mnie do wydarcia swojego pyszczka, i trzymania się pazurami kurczowo jego torby. Nie wiem ile czasu spędziliśmy w górze, ile beczek wykonał, ale ja miałam już dosyć. Czułam się jak we śnie. Miałam wrażenie, że nie kontaktuję... Dobra, jest coś, czego jeszcze się boję... TYCH WALONYCH BECZEK!
- Celty... - Usłyszałam w oddali swój głos. To chyba był ten samiec. - Celty... - Powtórzył.
- Co? - Zaczęłam mrugać.
Właśnie wtedy obraz zaczął się wyostrzać, nabierać kolorów. Po chwili zorientowałam się, że siedzę w torbie. Xisto uśmiecha się wrednie. Nie... Nie.... Ja chcę... Na dół...
- Spokojnie, jesteśmy już na ziemi. - Powiedział. Zaraz... Czy on czyta mi w myślach... czy jak..?
Wygramoliłam się z torby, spadając na ziemię. Drżącym krokiem ruszyłam przed siebie.
< Xisto? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!