Wtedy po raz pierwszy zabiło moje serce. Płuca wciągnęły powietrze. Moi rodzice zakopali mnie pod ziemią. Najwyraźniej nie chcieli mieć szczeniąt, lub nie byłam szczenięciem ich obojga. Próbowałam się wydostać i włóczyłam się kilka dni. Parłam przez śnieg i zaspy, a nawet burze śnieżne. Wkrótce znalazła mnie para wilków, Erica i Anubis. Zostałam u nich. Uczyłam się razem z nimi, zdobywałam osiągnięcia, moje życie zaczęło się układać. Nagle w watasze, do której należeli moi przyszywani rodzice, zapanowała śmiertelna choroba. Zabiła wielu z nas, nieliczni przetrwali. Moja matka do nich nie należała. Po kilku dniach od zarażenia się, odeszła w stronę światła. Opuściła mnie i ojca. Często z ojcem siadaliśmy naprzeciwko siebie, wpatrując się jedno w drugie, by zaraz wybuchnąć płaczem i rzucić się sobie w ramiona. Bardzo tęskniliśmy za Ericą. W końcu ojciec zaczął pić. Tu zaczął się bardzo zły rozdział mego życia. Wychodził z kumplami i kazał mi wykonywać obowiązki, a gdy wracał mocno pijany, a obowiązki nie były zrobione, to oczywiście dostawało mi się. Byłam podrapana, poobijana i posiniaczona. Ale oczywiście wilki ze szkoły, oraz nauczyciele tego nie zauważyli. Dalej żyłam z tym psycholem pod jednym dachem. Dostawałam mało potrzebnego pożywienia. Prawie w ogóle. Czasem zdarzyło mi się dostać jedną na tydzień baranią łopatkę z barana, którego sama upolowałam. Czasem dostawało mi się nawet, że wyszłam przed jaskinię, czy rozmawiałam z kimś w szkole. On mnie monitorował. Bezczelnie chował się za drzewami obserwując lekcje. Chodziłam ze zwieszonym łbem i uderzałam w kamienie łapami, a te turlały się dalej. Kiedyś nawet wziął mnie ze sobą do wilków, z którymi szlajał się pijany. Wtedy, gdy mnie zabrał, dokładnie to pamiętam. Bałam się. Bardzo się bałam. Było ciemno, a ja stałam w otoczeniu czterech innych wilków (nie licząc mojego ojca) zupełnie bez nikogo, kto by mnie ochronił. Czy to śmierć matki tak zmieniła ojca? A może już chlał od dawna? Na te pytania nie umiałam sobie odpowiedzieć. Tak, więc: stałam w ich otoczeniu i czułam na sobie dreszcz, gdy jeden z basiorów zaśmiał się basowym głosem.
- Po co ty to jeszcze w domu trzymasz? A wywal to gdzieś! Chude, brzydkie to i nic nie robi.
- Odwala za mnie całą robotę, a jak czegoś nie zrobi, to obrywa. - zaśmiał się ten psychopata.
Wtedy uciekłam z tamtego miejsca. W domu oczywiście mi się dostało. I tak żyłam na co dzień...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!