sobota, 19 marca 2016

Od Makki - C.D. Patton'a ''Gwiezdna podróż, czyli jak tu dotarłam?''


Byłam akurat na spacerze, zbierałam rzadkie, morskie rośliny, rosnące na plaży, które były potrzebne moim pomocnikom do wytworzenia nowej porcji lekarstw na różne dolegliwości związane z żołądkiem i bólem głowy, mięśni i stawów, kiedy otrzymałam telepatyczną wiadomość od Patton'a, mojego partnera. Informował mnie o wilczycy, która została ukąszona przez węża, wyposażonego w śmiertelnie trujący jad. Powiedział, że aktualnie usytuowana jest w jaskini, która kiedyś odkrył nasz dobry przyjaciel i słynny wyrzutek, Far, którego  w tej chwili mało osób już pamięta. Byłam pewna, że ponieważ jest dość emocjonalny, zrobi coś głupiego, więc pognałam tam jak najszybciej. Piasek z plaży wpadał mi w oczy, plątał mi kołtuny na łapach i osadzał się na praktycznie całym moim ciele. Po piasku biegłam niestety nieco wolniej, bo najzwyczajniej siła tarcia się zwiększa. Dodatkowo bardzo dziś wiało, więc opór powietrza również nie ułatwiał mi zadania. Mimo wszystko pędziłam jak najszybciej.
Po wyczerpującym, ponad dwudziestominutowym biegu wpadłam do jaskini i natychmiast zaznajomiłam się z sytuacją. Patton, wydając okrzyki bólu, utrzymywał waderę przy życiu za pomocą swojej mocy. 
 - Przestań! - Wrzasnęłam, a wilk odciął się od wilczycy i upadł na ziemię, popiskując cicho i oddychając ciężko. Dobiegłam do wadery i od razu zaaplikowałam jej podwójną dawkę odtrutki. Miałam nadzieję, że nie przybyłam za późno. W tamtej chwili mogłam stracić i jego i drugie. Postanowiłam również wyssać jad z łapy wadery, co nie należało do przyjemnych zadań. Następnie opatrzyłam ostrożnie podrażnione przez ukąszenie miejsce, aby nie wdał się stan zapalny, albo - co gorsza - infekcja. Po dziesięciu minutach wadera dostała drgawek, a Patton nie dawał żadnych znaków życia. Był zimny, ale chyba wciąż żył, więc przykryłam go jakąś skórą i oczekiwałam jakiegokolwiek ruchu z jednej i z drugiej strony. Z każdą minutą traciłam nadzieję.
 - Halo? Halo! - Usłyszałam cichy szept i kaszel. To wadera. - Wody, wody!
Natychmiast podbiegłam do wilczycy i pomogłam jej się napić z niewielkiej buteleczki, którą miałam przy sobie. - Kim jesteś?
 - Mam na imię Makka. - Powiedziałam. - Jesteś bardzo słaba, odpoczywaj.
Wilczyca posłusznie zamknęła oczy i zasnęła po chwili. Spała przez godzinę, podczas której cały czas krzątałam się między nią, a Patton'em. Mój partner w dalszym ciągu pozostawał nieruchomy. Wreszcie samica odzyskała pełną świadomość i przedstawiła mi się. Na imię miała Lonely Rain. Po krótkiej rozmowie, opowiedziałam waderze co się właściwie stało. 
 - A co z Patton'em? - Zapytała, spoglądając na leżącego wilka.
 - Oddał ci prawie całą swoją energię. - Powiedziałam cicho. - Jest możliwe, że więcej, niż prawie. Nie jestem pewna, czy przeżyje. Póki co, można jedynie czekać...
 - Dlaczego to zrobił? - Spytała, a po jej policzku spłynęła łza.
 - To Patton. Chciał cię uratować. Chociaż to drań, życie wilków z watahy jest dla niego istotne.

< Lonely Rain? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw po sobie ślad!