Wracałam do watahy. Bies był daleko za mną. Na szczęście. Byłam poraniona w wielu miejscach. Do moich uszu docierały dźwięki, które nigdy nie zabrzmiały. Właściwie, to nie tylko dźwięki, momentami widywałam nawet różne postacie, takie jak moje rodzeństwo bądź rodzice. Cichemu podmuchu wiatru od czasu do czasu towarzyszył mój cichy śmiech. Byłam słaba, z każdą chwilą miałam coraz to dziwniejsze obrazy przed oczyma. Może Bies miał w pazurach jakąś truciznę? Nie wiem.
Od czasu do czasu przewracałam się po to tylko, aby wstać. Po pewnym czasie znalazłam się już na granicach watahy. Widziałam niewyraźnie. W pewnym momencie ujrzałam Fear'a z jakąś waderą. Przymrużyłam oczy by coś zobaczyć.
- Zaraz, co? - Mruknęłam.
Zaczęłam się śmiać, kompletnie zapominając o tym, że mogą mnie usłyszeć. Właściwie wyglądali na zakochanych. A ja się takich osobników boję. Okazywanie sobie uczuć jest dziwne. Zlękniona szybko odbiegłam od wilków, które swoją drogą chyba mnie zauważyły. Powróciłam do swojej jaskini i
rzuciłam się na swoje posłanie. Pełna obaw, czy wstanę czy też nie, zasnęłam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!