Przechadzając się po terenach watahy natknęłam się na małego ptaszka. Śpiewał tak pięknie, że przez chwilę przystanęłam, aby go posłuchać. To chyba był słowik. Siedział sobie na gałązce i ćwierkał jakąś wesołą melodię.
Usiadłam przed krzakiem róż, na którym siedział, przekręciłam łeb i zamknęłam oczy. Ptak wylądował mi na ramieniu, ale gdy otworzyłam oczy, odleciał z powrotem na gałąź. Po chwili zastanowienia do głowy przyszedł mi pomysł.
- *Może uda się go oswoić?* - pomyślałam.
Natychmiast zgarnęłam skądś jakieś ziarenka i wysypałam je sobie na łapę. Najpierw się czaił, ale to nie potrwało długo. Słowik podfrunął i zaczął dziobać ziarenka. Potem sfrunął mi na grzbiet i zaczął ćwierkać wesoło. Uzyskałam słowika!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!