O tak, bitwa na śnieżki, coś, co naprawdę uwielbiam. Można komuś spuścić siermiężny łomot zupełnie ''przypadkiem'', do tego świetnie się przy tym bawiąc. Nie miałam jednak zamiaru robić tak Tim'owi, bo przecież sobie na to nie zasłużył. Ta śnieżkowa wojna była jedynie formą dobrej zabawy, która zresztą była doprawdy szampańska. Dawno się tak nie uśmiałam. W zasadzie, w ogóle nie pamiętam kiedy ostatnio się śmiałam. Ach, albo jednak pamiętam, jednak to dość bolesne wspomnienie, związane z utratą kogoś bardzo bliskiego. W sumie, nie z utratą, a jedynie ze zmianą nastawienia tej osoby w stosunku do mnie. Tak czy inaczej, nie ma co się nad tym teraz roztkliwiać. Wreszcie po naprawdę zabawnych kilkunastu minutach wróciliśmy na lód.
- Ścigasz się? - Zapytałam z błyskiem w oku.
Mało kto wiedział, jak bardzo kocham lód i ile czasu spędziłam w swoim życiu ślizgając się na tafli jakiegoś jeziorka, kilka razy nawet po zamarzniętej rzece.
- Nie masz szans. - Rzekł zadowolony.
Usytuowaliśmy się obok siebie, stojąc mniej więcej w równej linii. Wystartowaliśmy dokładnie w tym samym czasie, uprzednio odliczając od pięciu w dół. Nasze pazury zaczęły drapać o lód, wykruszając jego drobne elementy i odrzucając je na bok, wydając przy tym charakterystyczny dźwięk. Szusowałam szybko, na tyle szybko, aby znaleźć się na prowadzeniu po dziesięciu sekundach. Mieliśmy zrobić tylko jedno okrążenie, a pokonanie Tim'a było naprawdę proste. Po ukończonym wyścigu powiedziałam z uśmiechem do basiora:
- Chyba jednak źle mnie oceniłeś.
- Byłaś niesamowita. - Rzekł wilk w odpowiedzi. - Gdzie się nauczyłaś tak jeździć?
- Jeżdżę odkąd pamiętam. - Zaczęłam historię. - Jeździłam zawsze, kiedy tylko była taka okazja, a w Watasze Głuchej Pustyni nie zdarzało się to zbyt często. Dlatego też uciekałam do Watahy Górskiego Potoku, gdzie brałam udział w wyścigach. Podobno mój dziadek był mistrzem tamtejszego toru, który został zbudowany na rzece, więc można powiedzieć, że mam to we krwi.
- To naprawdę bardzo interesujące. - Uśmiechnął się wilk. - Wydaje mi się jednak, że powinniśmy już iść w jakieś nieco cieplejsze miejsce. Po wysiłku fizycznym może nas owiać i będziemy siedzieć zakatarzeni w jaskiniach. Możemy być nie wiem jak odporni, ale przed tym się nie uchronisz.
- Racja. - Przytaknęłam i ruszyłam w jakimś kierunku. Nie byłam pewna, gdzie właściwie zmierzam, ale najwyraźniej Tim liczył, że mam jakiś dobry plan, więc szedł za mną bez słowa. W końcu zaczęłam rozmowę, a gadka nawet się kleiła. Uznałam, że Tim to całkiem spoko wilk i być może zostanie moim przyjacielem, przede wszystkim jeżeli będzie tego chciał, przecież nikomu się nie narzucam.
Podczas dłuższej chwili ciszy powróciłam do moich depresyjnych przemyśleń, związanych z egzystencją i innymi filozoficznymi tematami. Zastanawiałam się w zasadzie nad wszystkim. Zadawałam sobie mnóstwo pytań, chociaż wiedziałam, że nikt nie udzieli mi na nie odpowiedzi. Analizowałam wiele hipotez, które zostały postawione na różne tematy, byle tylko nie myśleć. Ale to nie jest takie proste, jakim może się wydawać. Słuchanie odpowiednich piosenek i ciągłe przemyślenia egzystencjalne nie pomagają, a właściwie tylko pogarszają moją sytuację, sprawiają, że myślę o tym więcej i częściej. Co jest ze mną nie tak? Dlaczego tak bardzo się wszystkim przejmuję? Naturalnie rzecz biorąc, nie otrzymam odpowiedzi na to pytanie.
- Co cię trapi? - Usłyszałam głos basiora, jakby dochodził z bardzo daleka.
- Nic, nic. - Powiedziałam wymijająco i powróciłam do zadawania sobie pytań różnego typu. Wszystkie łączyło to, że były bez odpowiedzi.
- Właściwie, po co ja żyję? - Wymamrotałam pod nosem.
- Co? - Zapytał wilk. Odetchnęłam z ulgą, kiedy okazało się, że tego nie słyszał.
- Nic nie mówiłam, mamrotałam coś pod nosem.
Byłam zawstydzona, zmieszana, a jednocześnie wciąż zamyślona i skupiona na dogłębnym przemyśliwaniu wszystkiego. To wszystko opanowało mnie w takim stopniu, że wpadłam na drzewo.
< Tim? Trochę brak weny >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!