Rano wstałem z posłania tak, by nie obudzić Alexis i naszych dzieci. Nagle spostrzegłem, że Castiel'a nigdzie nie ma. Przynajmniej nie na posłaniu. Oczywiście, że co robił? Sam tego nie wiem, ale niedaleko Castiel'a była mała dziura, więc pewnie ją wykopał. Chodził na ślepo, więc był niedaleko wody. Pomyśleć, że gdyby tak wpadł... Podszedłem do niego i złapałem za kark. Zaczął się szamotać, a ja w końcu postawiłem go na posłaniu. Użyłem mocy usypiającej, więc Cas szybko zasnął. Dwa pozostałe szczeniaki, oraz Alex nie obudziły się. Ciekawie rozglądnąłem się, by zobaczyć, gdzie jest Funky. Postanowiłem ją dzisiaj wytrenować. Smoczyca leżała nad wodą, zapewne rozmyślała. Sam nie wiem, co mogą robić takie smoki. Położyłem ją na grzbiet i wyszliśmy z jaskini. Postanowiłem, że najpierw wzmocnimy jej odporność. Przygotowałem specjalny wywar, który smoczyca wypiła. Teraz zaczął się trening. Zadawałem ciosy, takie jak mentorzy w walkach zadają szczeniakom. Smok nie dawał za wygraną i również atakował. Raz tak mnie użarła, że aż poleciała krew.
- Sss...Ała... - syknąłem z bólu. - Trening atakowania oraz unikania i wytrzymałości masz z głowy. - wylizałem ranę niedaleko znaku.
Funky mogła mi zadać naprawdę silny ból. A w planach miałem fajne nawet treningi... No nic. I tak najlepsze na koniec. Może teraz pływanie, bo kiedyś się jej to przyda, prawda? Więc wszedłem do wody i wyczekiwałem reakcji Funky. Zawsze podążała za mną, ale teraz stała na brzegu jak słup soli gapiąc się na mnie.
- No, dalej, chodź tu! - zniecierpliwiłem się i ochlapałem smoka wodą tak, że był mokry cały.
Funky zaskrzeczała i chciała zaatakować. Przełamała się i pierwszy raz weszła do wody. Okazało się, że nigdy się nie uczyła, a potrafi pływać. Podpłynęła do mnie bardzo szybko i ugryzła w bark. Warknąłem i popatrzyłem, jak woda wokół nas zabarwia się na kolor czerwony. Wyszedłem z wody i otrzepałem się. Funky zrobiła to samo, tylko bez otrzepania się. Rozkopała śnieg i zauważyła dosyć suchą trawę. Wytarzała się w niej i była sucha. Następnie trenowaliśmy szybkość. Wygrałem z nią o pół milimetra. Dosłownie. Więc jest bardzo szybka, lecz to jeszcze potrenowaliśmy. Na koniec - wisienka na czubku - latanie. Wysunąłem czarne skrzydła i wzbiłem się w powietrze, a ze skrzydeł odpadło kilka piór. Smoczyca machała swoimi małymi skrzydełkami, ale nic z tego. Poćwiczyliśmy to trochę, aż w końcu Funky uniosła się dwa centymetry nad ziemią. Postanowiliśmy zakończyć trening biegiem truchtem do jaskini.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!