Wybił mi już rok. Czas upływał tak szybko... W dalszym ciągu widziałem świat przez ''różowe okulary''. Polowałem już trochę lepiej, chociaż i tak słabo, jak na mój wiek. Inne wilki zabijały już jelenie, bądź dziki, ja natomiast dalej tkwiłem na poziomie królika, bądź zająca.
Co dawała mi moja siła, skoro po niespełna trzech metrach słabłem niczym ogień w porywisty wiatr? Na to pytanie nie umiałem sobie odpowiedzieć, żadna moja definicja na ten temat mnie nie satysfakcjonowała.
Lubiłem walczyć, ale nie oznacza to, że byłem jakiś dobry. Można powiedzieć, że byłem przeciętny. Jedyne, z czego słynąłem to z mojej odporności na wszelakie choroby. Co jak co, ale gdy inne wilki chodziły zakatarzone, ja tarzałem się w błotku.
Wszystko mi pasowało. Fakt, iż nie mam rodziców coraz bardziej mnie nie ruszał. Pomagałem innym, przez co byłem lubiany mimo wszystko i tak zawsze trzymałem się z boku. No, przyznam szczerze: nie należałem do marudnych wilków.
W moje urodziny lał deszcz, toteż nie mogłem udać się nad staw. Znaczy mogłem, ale nie chciałem. No bo co to jest za przyjemność z patrzenia na taki szary oraz pozbawiony koloru świat? Krótko mówiąc: żadna.
Gdy tak sobie siedziałem, rozmyślając to o tym, to o tamtym, do mojej jaskini wparadował jakiś wilk. Bez zbędnego gadania zarzucił na mnie worek. Wołałem o pomoc, nic to jednak nie dawało. Warczałem, drapałem, wierciłem się. Nic. W pewnym momencie usłyszałem dialog, którego chyba wolałbym jednak nie słyszeć.
Oba wilki prowadziły ''interesującą'' dyskusję na temat moich nerek.
Obrzydzony rozmową próbowałem wyczołgać się z worka.
- Nic z tego, mój drogi. - Oznajmił wilk łapiąc mnie za grzbiet. Dalej się szarpałem. W końcu zrozumiałem, iż to nie ma sensu. Już po chwili bezwładnie zwisałem ze zwieszonym pyskiem. Gdy klient mnie zobaczył, od razu zrezygnował z zakupu. Nie wiedziałem dlaczego, jednakże nie do końca obchodziło mnie to w tamtej chwili.
Basior kopnął mnie w brzuch, z mojego pyska poleciała krew. Wiedziałem jedno, a mianowicie, że nie lubię gościa. Skuliłem się, nie chciałem płakać. To było dziwne, ale zacząłem się śmiać. Basior tylko rzucił na mnie pogardliwe spojrzenie. Zawołał swoich kolegów. Nie miałem nikogo, kto mógłby mi pomóc, więc byłem na nich skazany.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!