Patrzyłem na czaszkę co chwilę przenosząc wzrok na nagrobek... Usiadłem. po czym położyłem się i zamknąłem oczy. Hades... ciągle miałem nadzieję, że żyje, miałem nadzieję, że po prostu odszedł z watahy i wróci po jakimś czasie. Teraz widziałem tylko jego szczątki. Zacząłem powoli kopać dół, co chwilę szlochając...
- Karo, dlaczego tak cię to obchodzi? To jest tylko trup. Czasu nie cofniesz. On umarł... każdy kiedyś umrze.
- Bez obrazy, ale do kur*y nędzy mam dość. To był twój syn! Nie wierzysz mi? Miałaś też inne dzieci... wszystkie nie żyją, a twoja siostra? Jak to ty się określiłaś "umarła". Możesz spotkać jej ducha. Chcesz wiedzieć jak umarł?
- ...
- Walczył na wojnie! Razem ze mną i z tobą!
- Wojnie?
- Tak! Zabijałaś, mordowałaś, byłaś bliska śmierci. On nie miał tyle szczęścia, co ty! Jemu nie mogłem pomóc. Przez to, że ciebie wyratowałem byłem na wpół ślepy! Wiem, że nie jesteś niczemu winna, ale mam już dość! Po prostu kur*a mam dość! - Mój krzyk coraz bardziej się załamywał. W końcu oparłem się o drzewo i wziąłem kilka głębokich oddechów. Zasypałem szkielet Hadesa, po czym odparłem. - Chcesz wiedzieć na swój temat więcej? Chodź!
- Ale...
- Chodź! Widzę, że zapomniałaś dosłownie wszystko. Może duch twojej siostrzyczki oraz twoich dzieci odświeży ci pamięć!
Wywlokłem Laeti na Pustynię Duchów. Posiedziałem tam chwilę, nawołując Selene i Megan. Po chwili ich dusze się ukazały. Patrzyły na mnie... w czasie gdy ja miałem schowany pysk w łapach.
- Wytłumaczcie jej, że jesteście byłyście jej rodziną... wytłumaczcie jej kim dla niej byłem! Powiedzcie jej wszystko, bo ja już nie mam siły!
- Laeti... - Cicho odezwała się Selene, po czym zeszła na ziemię i dotknęła jej łba. - Wybacz Karo, ale my nie pomożemy. Zostajesz sam z tym problemem.
- Jak to?
- Nie pamięta nas... jesteśmy bezsilne. - Po tych słowach zniknęły .
- Kto to był? - Zapytała mocno zdezorientowana wadera.
- To była twoja siostra... i twoja córka. - Mówiąc to wstałem i zacząłem zmierzać w kierunku klifów.
- Gdzie idziesz?
- Idę się zabić ... mam dość.
- Poczekaj... nie nauczyłeś mnie jeszcze pływać.
Zakląłem pod nosem... po czym zmieniłem kierunek mojej wędrówki. Wróciliśmy nad jezioro, gdzie wprowadziłem Laeti na taką głębokość, aby miała jeszcze grunt pod łapami, ale większość jej ciała była w wodzie. Jedną łapę położyłem na jej klatce piersiowej, a drugą na brzuchu.
- Teraz powoli podkurcz łapy... dobrze, teraz zacznij nimi na przemian machać. Nie za szybko, ale w rytm.
Wadera bardzo szybko załapała o co mi chodzi, a po chwili wypływała już w miejsce gdzie nawet ja nie miałem gruntu. Śmiała się, cieszyła ... może jednak warto było zostać na tym świecie? Nadal kochałem Laeti i dobrze o tym wiedziałem... nie wiedziałem jednak jak sprawić, żeby ona znowu pokochała mnie. Z przemyśleń wyrwała mnie wadera, która wywróciła mnie do wody stając nade mną i pokazując szereg białych kłów... nie mogłem się powstrzymać. Wyciągnąłem łapę i delikatnie przejechałem po jej policzku... nie obchodziła mnie jej reakcja. Bardzo dawno nie czułem się tak beztrosko w jej obecności.
< Laeti? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!