Zasnęłam ufnie u boku swej matki, a obudziłam się już w stalowej klatce, wieziona w starym, angielskim aucie. Rozejrzałam się, ale niestety wszędzie były tylko stalowe pręty, przecinające się prostopadle.
Tak było przez rok - chodzenie na smyczy, jak pies, wykonywanie komend, pilnowanie hrabstwa. Miałam dość. Gdy mój pan prowadził mnie spokojnie przez miasto, z dwójką swych służących, ugryzłam go nagle w nogę, a on puścił smycz. Popędziłam w panice na ulicę - sługa mnie gonił, drugi pomagał wstać memu właścicielowi.
Wzięłam rozpęd i wskoczyłam do ciężarówki, a sługa za mną. Jednakże on, jako że wilkiem nie był, zsunął się z auta i upadł na bruk. Nic go nie przejechało.
Mój pan wiedział, że tak się kiedyś stanie, właściwie był dla mnie dobry, ale zew wolności był zbyt silny. Pomachał mi na pożegnanie i od tego czasu widziałam go jedynie w swoich wspomnieniach.
Nie życzę sobie pytań na temat dalszych moich losów.Powiedzmy po prostu, że z Anglii trafiłam na tereny Amerykańskie. Było mi trochę ciepło, ale w końcu przyzwyczaiłam się do klimatu.
Właśnie wtedy moją drogę zagrodził wilk. Obcy.
< Kto zechce dokończyć? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!