Szykowała się niezła impreza, ja jednak postanowiłem się nie przebierać. Nigdy nie mam pomysłu w kogo mógłbym się wcielić, więc - wcielę się w siebie. Z takim oto postanowieniem obudziłem się, ale nie zastałem u swego boku Valixy.
- Valixy? - Spytałem zdziwiony. Nie było jej. Lekko zdenerwowany, postanowiłem wstać i sprawdzić, gdzie jest moja partnerka. Szukałem, najpierw niedaleko jaskini, potem w Lesie Czarnego Rumaka, udałem się w Dymiące Góry i w wiele innych miejsc, gdzie Valixy lubiła przebywać. Zacząłem się na prawdę martwić, pot spływał mi po sierści, oczy wodziły nerwowo po całym terenie. W końcu spotkałem Patton'a.
- *Może on wie?* - Pomyślałem.
- Cześć Patton! - Zagadnąłem, podchodząc szybko do stojącego wilka.
- Witaj Breg, co cię do mnie sprowadza? - Zapytał.
- Valixy zniknęła. - Powiedziałem.
- To silna wadera, nie bój się. Może być albo u Hadesa, może poszła na jakąś wyprawę, nic ci nie mówiąc. Podobno jakiś najstarszy wilk umiera, może ona musi przy nim czuwać, by otrzymać tytuł najstarszego wilka z tamtej epoki? Możliwości jest dużo, nie łam się! - Powiedział.
- Dziękuję Patt, myślałem, że ktoś ją porwał. - Rzekłem. Westchnął.
- Kiedyś coś takiego się wydarzy. - Powiedział.
- Skąd wiesz? - Zapytałem zdziwiony. Nie rozumiałem tego.
- Swoje się wie. - Rzekł tajemniczo. - Kiedy tylko się pojawi, nie spuszczaj jej z oczu. Skrzydlaty wilk będzie próbował pokrzyżować wam szyki i zniszczyć całe wasze szczęście.
Szybko odbiegł w las, widocznie nie mogłem nic więcej wiedzieć... Mocno zaniepokojony wróciłem do jaskini. Wciąż miałem zamiar iść na tą imprezę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!