Do watahy należę już dość długo... Jednak nigdy nie opowiadałam dokładnie mojej historii. Czasami czuję taką potrzebę, aby polecieć do kogoś i wykrzyczeć wszystko, co przeżyłam w twarz. A gdy ktoś się mnie spyta, jaka była moja przeszłość mam ochotę go zabić. Jednak teraz opowiem wam dokładnie, jak wyglądało moje życie, przed dołączeniem do tej watahy...
Mój ojciec... ojciec był, jaki był. Chciwym, aroganckim, chamskim, wojownikiem i alfą watahy. Zabijał każdego wilka, który nie zgodził się z jego zdaniem. Zawsze się zastanawiałam, jak można było pokochać takiego wilka. Najlepsi wojownicy bali się go, wadery uciekały przed nim, szczeniaki... szczeniaki w większości były zabijane jego łapą, z... nudów. Co roku na 25 szczeniąt przeżywało pięcioro. Uwielbiał dominować, często napadał na niewinnych turystów, przechodzących szlakiem i zabijał w męczarniach. Był on potężnym wilkiem... A jednak... jednak ktoś go pokochał. Moja matka, która przypłaciła za tą miłość okrutną śmiercią. A on... on śmiał się z niej, wyzywał, a był z nią tylko ze względu na stanowisko. A moja matka... Woater (wiem, dziwne imię) zawsze w niego wierzyła, była pewna, że w końcu zrozumie swoje błędy i kochała go. Kochała go tak mocno, jak tylko się dało.
Była ona bardzo delikatną, sprawiedliwą i czułą waderą. Każdemu pomagała, uśmiechała się do wszystkich, zarażała dobrym humorem. Uwielbiała widzieć szczęście, które, mimo zachowania jej partnera, często było widywane w naszej watasze. Najpierw urodziła syna, Sama. Starszego ode mnie o 2 lata. Bardzo go kochała. Jednak on, uciekł... tak, uciekł. Ojciec go bił, poniżał. Uciekł... ze strachu. Zostawił matkę samą. Samiuteńką, tylko z partnerem, który jej szczerze nienawidził.
Gdy ja przyszłam na świat, Woater była w niebie. Dbała o mnie, sprawiła, że miałam nawet dość miłe dzieciństwo... do czasu..., ale to później. Często nie widywałam ojca, który nienawidził mnie jeszcze bardziej od matki. Wiedział, że gdy dorosnę, będzie musiał oddać mi stanowisko. Ja, od razu gdy go zobaczyłam pierwszy raz, wiedziałam, że to nie jest mój ojciec, którego sobie wyobrażałam, a wyobrażałam go sobie wiele razy. Pierwszy raz zobaczyłam go w wieku 7 miesięcy, a przez ten czas rozmyślałam, jaki on może być. Dobry, czuły, pogodny, kochany, takiego go widziałam oczami fantazji. Jak ja się myliłam!
Leżałam przy matce, na pół śpiąca. Było mi bardzo przyjemnie, i nagle... nagle usłyszałam głośne warczenie. Drgnęłam, przestraszona i popatrzyłam na matkę. Ona, zaledwie otworzyła oczy i posłała mi spokojne spojrzenie, które wydawało się mówić: "Spokojnie, to tylko twój ojciec, za chwilę go zobaczysz po raz pierwszy". I rzeczywiście, po chwili do naszej nory wtoczył się wściekły basior. Warczał na moją matkę, na mnie. Wzrok miał chłodny, jego czarna sierść błyszczała, łapy miał uzbrojone w długie pazury, a w paszczy sterczały długie i ostre kły. Serce mi zaczęło bić mocniej. "To tata?" myślałam. Byłam równocześnie podekscytowana jak i przestraszona. Pierwszy raz widziałam tak wściekłego i niebezpiecznego wilka. Jednak... moja natura kazała mi się odezwać:
- Cześć, tato - powiedziałam cichutko i nieśmiało, wtulając się jeszcze bardziej w mamę
Ten, w odpowiedzi ryknął głośno i skoczył na mnie. Gdyby nie to, że mama wystawiła kły, ochraniając moje ciałko, zabiłby mnie
CDN
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!