Poluzowane łańcuchy miałem od dwóch dni. Wilk, który mnie pilnował był bardzo nieuważny.
Gdy gadałem do siebie, basior mnie ignorował. Brał mnie za nienormalnego. To jeden z błędów, jakie popełniał.
Praktycznie zawsze myślałem na głos, więc gdyby chodź raz ten imbecyl posłuchał co mamroczę, pewno nie opuszczałby dzisiaj swojego stanowiska ani na sekundę. Basior poszedł na obiad. Moja chwila. Mój czas.
Z całym impetem rozpędziłem się, rozrywając przy tym łańcuchy. Zacząłem biec, uciekać, gnać...
Wolność dla mnie była jak dla szczeniaka fabryka zabawek, piękna, a zarazem kosztowna.
Oddalałem się od mojego więzienia, które z czasem stawało się również moim psychicznym więzieniem.
Uciekłem, więc tak jak sobie obiecałem, zamierzałem stać się taki jak dawniej. No i tu napotkałem błąd,
chciałem, aczkolwiek nie mogłem. Byłem zdruzgotany, a zarazem obojętny. W końcu bijąc się tak z myślami wpadłem na kogoś.
- Patrz jak ła... Znaczy przepraszam. - Rzekłem dalej nie wiedząc co się ze mną dzieje.
- Znajdujesz się na terenach Watahy Krwawego Wzgórza. - Odezwał się wilk.
- Wataha to coś, czego potrzebujesz, zaczniesz wtedy od.. - Chciałem kontynuować, ale zorientowałem się, iż mówię na głos... w dodatku sam do siebie. To było nie do opanowania. Wkurzyłem się na siebie, złapałem się za łeb. Po dosłownie sekundzie stałem już normalnie.
- No, a mógłbym dołączyć do tej watahy? - Spytałem, nie widziałem do końca wilka, ponieważ wiała okropna śnieżyca.
<Wilku?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!