Szczersze nie spodziewałem się, że wilczyca będzie taka, jakby to ująć, przyjazna, miła. Wrażliwa...? Trudno mi to określić. W każdym razie już ją polubiłem. Czułem się mimo wszystko odrobinę nieswojo z tym, że ją przytuliłem. Chyba czuła się onieśmielona, czy jak by to nazwać. Z resztą ja też. Ale co miałem zrobić? Patrzeć jak płacze? Choć to było niecodzienne, mi też oczy przymgliło. Kiedy ja ostatnio pocieszałem waderę? Chyba nigdy... Po prostu czułem się lepiej, gdy widziałem, że Lost trochę lepiej się czuje. Z trudem przychodziło mi odgadywanie wilczych charakterów, a jej to w ogóle; zero pomysłów jak by można ją podsumować. Chyba zauważyła, że najpierw myślałem, że już jestem skreślony. Pewnie rozgryzanie innych szło jej zdecydowanie lepiej niż mnie. Zmieniając tor myśli; walentynki wydawały się tym razem nie być takie bolesne. Właściwie były bardzo przyjemne.
- To twoja jaskinia? - spytałem wskazując na grotę za wodospadem majaczącą w oddali.
- Tak. Szybko dojdziemy. - odparła.
Podczas drogi raz na jakiś czas, któreś z nas rozpoczynało rozmowę, która po kilku, bądź kilkunastu zdaniach zwykle kończyła się ciszą. W końcu udało mi się znaleźć temat, o którym wadera chętnie rozmawiała, albo przynajmniej miała dużo do powiedzenia. Zaczęło się o muzyce, a później rozmawialiśmy właściwie o wszystkim. Powoli dało się słyszeć szum wodospadu. Gdy byliśmy już blisko Lost In Dreams skoczyła na najbliższy kamień, na następny i następny, aż postawiła łapy w jaskini. Zrobiłem tak samo modląc się tylko, żeby jej plecak nie spadł mi do wody. Po chwili stałem już obok wilczycy.
- No, ładną jaskinię sobie wybrałaś. - stwierdziłem zauroczony widokiem wody niosącej odłamki lodu, które pięknie mieniły się w słońcu. Mruknęła coś kiwając głową.
- Chcesz coś do przekąszenia?
- No mogę.
- Zaraz wracam. - po kilku minutach przyniosła dwa, nie za duże, ptaki. - Oczywiście martwe. - Gdzie byś proponował się przejść? - obrzuciła mnie pytającym spojrzeniem.
- Może nad Lodowe Jezioro? Lubię tam chadzać.
- To w drogę. - powiedziała chowając oba ptaki do jakiejś „torebki”, którą nawet nie wiem kiedy wzięła.
Znów minęło trochę czasu nim udało mi się znaleźć jakiś interesujący temat. Wolałem rzucać cały czas jakimiś nowymi pomysłami, niż iść w ciszy. Chociaż kilka razy Lost sama zagadnęła. Rozmowa z nią sprawiała mi niemałą przyjemność. Rzadko rozmawiałem z waderami, w starej watasze. Jak miałem jakieś znajome, były to zwykle wilczyce o tym samym fachu co ja, inne nie chciały ze mną rozmawiać. Jednak jakoś mnie to nigdy nie ruszało.
Nagle stanąłem dęba. Kilkaset metrów przed nami siedziała jakaś postać, która wydawała mi się bardzo znajoma. Otworzyłem szeroko oczy. Tamten zawył, także rozpoznawalnie. Myślałem, że zaraz ruszy w naszą stronę, jednak on tylko pobiegł przed siebie. Wadera zauważając, że stoję też się zatrzymała.
- Na co tam tak patrzysz?
- Nic... Nic takiego. - odparłem powoli obracając się w jej stronę. Znów ruszyliśmy w stronę celu. - widziałaś tamtego wilka, prawda?
- No, a co?
- Heh, już myślałem, że mam zwidy. - parsknąłem.
Jak się okazało po niespełna siedmiu minutach byliśmy blisko celu. Zeszliśmy lekko w dół, aż doszliśmy nad brzeg. Powoli wszedłem na zamarzniętą taflę. Zaraz pociągnąłem także i Lost. Wyglądała na nieco zdziwioną. Zacząłem ślizgać się po lodzie jakbym jeździł na łyżwach. Robiłem to chyba jednak chyba trochę za szybko, bo wywaliłem się uderzając z impetem pyskiem o zimny lód. Wadera „podjechała” z lekkim uśmiechem na pysku. Ja zacząłem się śmiać zarażając przy tym wilczycę.
- Żyjesz? - spytała śmiejąc się i podała mi pomocną łapę.
- Jeszcze tak. - zaśmiałem się przyciągając ją na tyle silnie, że też się przewróciła. Posłała mi spojrzenie „nie powinieneś tego robić”, ale w tym pozytywnym sensie. Leżałem tak, dopóki nie dostałem śnieżką w kark.
- Ej, ej ej! - zaraz jej oddałem zwijając się ze śmiechu gdy ta dostała śnieżną kulką po pyszczku. Ona nie zwlekając z zadziornym uśmieszkiem także we mnie rzuciła. Tak zaraz rozpoczęła się bitwa na śnieżki.
< Co na to Lost? :D >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!