Było zimno, bardzo zimno, jak opuszczałam watahę. A nie... zostałam z niej wydalona, bo nie byłam taka sama, jak moi pobratymcy. Wszystkie wilki zabijały inne, bo naruszyły ich tereny. Rose, moja matka trenowała mnie na taką maszynę do zabijania. Byłam szczeniakiem, który powinien korzystać z życia... No dobra... robiłam to. Z reguły jestem żywiołowa, oraz energiczna. Ojcu się to nie podobało... stosował kary cielesne.. Ugh... na wzmiankę o nim zaczęłam drżeć. Obiecałam sobie, że już nigdy nie będę o nim myśleć. Zawdzięczam mu tylko jedno. Mimo młodego wieku, byłam rozwinięta w umyśle, oraz w relacjach.
- *Dobra... koniec...* - Nakazałam sobie w myślach.
Uniosłam głowę, chcąc rozejrzeć się gdzie jestem. Nie znałam tych terenów, a do nozdrzy wszedł mi zapach obcych wilków.
- O nie... - Cofnęłam się do tyłu.
Wpadłam na kogoś. Niepewnie uniosłam łeb do góry, natrafiając na ślepia. Nie byle jakie, a... wilcze.
< Ktoś? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!