sobota, 23 sierpnia 2014

Od Moon'a - Jak tu dotarłem?

Przedzierałem się przez jakiś las. Krzaki były bardzo gęste i non stop atakowały mnie niedźwiedzie, ale szybko sobie z nimi radziłem. W pewnym momencie puma spadła mi na łeb. Wzruszająca chwila... Po chwili leżała martwa.
 - Wybacz złotko, ale to nie było przeznaczenie. - Zaśmiałem się, stając nad ciałem kota. Zobaczyłem dzika. - Uuu, biegnie śniadanie!
Wydałem z siebie okrzyk radości i pobiegłem na zwierza. Ten przystanął. Nie wiedział, co się dzieje. Już po chwili go oświeciłem. Poszedł w stronę światła... A ja byłem najedzony. Po chwili odpoczynku ruszyłem w dalszą podróż i znalazłem ogromne drzewo. Skacząc z drzewa na drzewo, dotarłem w końcu w koronę kolosa. Stanąłem na najwyższej gałęzi i w oddali zobaczyłem coś niebieskiego.
 - Nie wierzę! To chyba... woda! - Zawołałem.  Od dłuższego czasu piłem tylko deszczówkę i wodę z kaktusów. Wreszcie okazja do wypicia normalnej, źródlanej wody. Po kilku minutach znalazłem się na brzegu rzeki. Najpierw zaspokoiłem pragnienie, a potem bez większego zastanowienie, wskoczyłem prosto w głębinę. Zanurkowałem. Rzeka miała cztery metry głębokości. Postanowiłem sobie trochę tam popływać. Znalazłem parę muszli, a także mały, świecący kamyczek. Wziąłem go w łapy i wynurzyłem się. Przyjrzałem mu się uważnie. Był różowy, jasno-czerwony lub łososiowy. Nie wiem, nie ważne. Kształtem przypominał serce. 
 - To będzie dla przyszłej partnerki. - Uśmiechnąłem się, ale po chwili posmutniałem. Miałem powód. - O ile ją tu znajdę... - Westchnąłem. Postanowiłem znaleźć sobie jaskinię i tam pomyśleć jak przerobić go na naszyjnik. Miałem już nawet koncepcję. Trochę trzciny albo lnu i z tego zrobić rzemyk. W kamyczku mała dziurka i przekładamy, wiążemy i jest. Wyszedłem na brzeg, a po moim ciele woda skapywała na ziemię. Nie wiedziałem, że ktoś mnie obserwuje, nie miałem nawet przeczucia. Znalazłem niewielką, dość kwadratową i nieco sztuczną jaskinię. Ups, chyba była zajęta... Ale co mi tam, wilk to wilk, żyje jak wilk z wilkiem, więc się nie obrazi. Z wystroju wyglądała mi na waderę. Mieszkała sama, bo znalazłem tylko waderze przedmioty, takie jak szyszki do czesania włosów, jakaś biżuteria, kapelusz... Wszystko co powinno się znaleźć w jaskini wadery.
 - Czy to przeznaczenie? - Spytałem samego siebie. Po chwili znalazłem gotowy rzemyk, więc może waderze zepsuły się jakieś korale, albo jeszcze miała w zapasie...? Nie ważne, nie będę się zastanawiał. Kiedy już wykonałem naszyjnik, znalazłem się w mało komfortowej sytuacji, bo do jaskini weszła wadera.
 - Kim jesteś i co tutaj robisz? - Zapytała. Podrapałem się po karku.
 - Ja przejazdem. Już się zmywam. Sorry za najście. - Rzekłem.
 - O nie, mnie się nie wywiniesz. Mów.
 - No, znalazłem jaskinię, to postanowiłem chwilkę odpocząć. Jest w tym coś złego?
 - Tak, bo jak widzisz, jaskinia już jest czyjaś. 
 - Oj tam, oj tam.
 - A w ogóle, to co tam trzymasz w tej łapie? - Spytała, wskazując na naszyjnik. Schowałem go za sobą. 
 - Nic, nic, nie ważne. Jestem Moon. A ty? Aha, i zanim odpowiesz, należysz do jakiejś watahy? Bo życie samotnika nie do końca mi odpowiada...

< Wadero, kim jesteś? Plis, niech ktoś odpisze! >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw po sobie ślad!