Nasz wzrok jest jednym z niezbędnych elementów całego mechanizmu określanego mianem ciała. Pozwala nam na wiele rzeczy, ale przede wszystkim służy do obserwacji. Wiele basiorów czy wader marnuje go na ocenianie swojej drugiej połówki, szukając przy tam jak najwięcej zalet. Popatrz, jakie ma piękne oczy... Spójrz, cudownie wyrzeźbione ciało, przyjrzyj się z jaką gracją i dumą się porusza... Ciekawe co stosuje aby mieć tak piękną sierść. Ach, ten twój basior ma na prawdę ogromne atrybuty... Oczywiście oceniać można wiele, jednak kolejny przykład mógłby urazić te bardziej inteligentne osobniki, samce i wadery, które nie polegają tylko i wyłącznie na wzroku. Oczywiście, zdaję sobie sprawę, że nasze ślepia i wygląd zewnętrzny tworzą na swój sposób jedność. Jedno wywołuje pokusę, chęć poznania drugiej osoby, natomiast inna część tego wesołego duetu tylko nas nakręca. Mimo to uważam, że podczas poznawania drugiej połówki każdy z nas powinien mieć oczy przewiązane wielką chustą. Tak, aby nic nie przysłoniło nam piękna, które kryje się w naszym wnętrzu (I dlatego, jeśli kiedykolwiek będę szukać partnerki, to permanentna utrata wzrokowego kontaktu ze światem będzie pierwszym czynnikiem decydującym o nawiązywaniu znajomości...). Wracając, co, jeśli zaczniemy używać naszego wzroku jako broni, a dokładniej informacji zebranych dzięki niemu? Tak, doskonale wiem, że każdy z was zna to uczucie. Zaczynacie rozglądać się dookoła, jednak uważny obserwator nigdy nie da się odszukać tak łatwo. Niczym szczenięta, które już raz dostały burę za szydzenie ze starego, schorowanego samca. Będą mu się przyglądać, i być może zauważą wiele istotnych informacji. Gdy wytężą wzrok dojrzą starą zbroję, z dziurą na klatce piersiowej. Wiszącą na ścianie, a na noc ściąganą i układaną do snu niczym małe dziecko. Może zwrócą uwagę, na codzienne pielgrzymki nad mały kopczyk z kamieni... pamiętajmy, że są jeszcze dziećmi, mogą nie rozumieć mocy, które w nich drzemią... Jednak, może to właśnie lament tego starca, wilka, którego kręgosłup (zarówno ten z kości jak i moralny) powinien poddać się upływowi czasu, dać chwilę wytchnienia zdeformowanym kończynom... Basiora, który wywołuje swoją partnerkę w miejscu, gdzie została rozbita na pojedyncze atomy podczas walki o ich dom. O miejsce do wypoczynku i o krzaki, z których to po raz kolejny dochodzą żałosne śmiechy nieudolnych, parszywych gówniarzy. Wspominałem już, że trzeba być uważnym obserwatorem... tamte gnojki na pewno nimi nie są... i nigdy nimi nie zostaną. Przeistoczyli wzrok w narzędzie służące straconemu pokoleniu na powierzchowne ocenianie każdej sprawy. I między innymi dlatego stary basior nie doniesie na nich do ich matek czy ojców, pozwoli aby to życie zweryfikowało ich wiedzę, ponieważ jego ograniczyła się już tylko do wiązania pętli. Tak, ten obraz na długo nie wyjdzie z pamięci młodych wilczków, a lament przepełniony goryczą po utracie bliskiej osoby wyryje swoje piętno na ich młodocianej psychice. Być może właśnie dzięki temu będą w stanie docenić ogrom i potęgę informacji, które przeleciały przed ich nosami. Jednak są też na tym świecie wytrawni obserwatorzy, nie zawsze jest to wilk. Czasem mamy do czynienia z niezwykle inteligentną ofiarą. Jeleniem bądź sarną, które łypią swoimi bystrymi oczami w każdym kierunku. Innym razem możemy paść ofiarą człowieka, myśliwego, który obserwuje nas od dłuższego czasu. Znalazł nasze legowisko, widział nasze tropy... dostrzegł nas na terenie teoretycznie należącym do niego, aż pewnego pięknego poranka, gdy słońce odbija swoje promienie w drobnych kropelkach rosy... spojrzy na nas przez celownik karabinu snajperskiego, wreszcie wykorzysta tak długo wyczekiwaną chwilę. Poczuje kopnięcie, jakim obdarzy go broń w akompaniamencie gromkiego wystrzału. Jego oczy błysną tą dzikością, instynktem, który tli się gdzieś w spasionej kupie mięcha. Jego wewnętrzny morderca zacznie mu nakazywać "Złap go, skosztuj jego mięsa, a skórę zachowaj jako trofeum! Przecież takiego cię stworzono... Dlaczego chcesz to zahamować?!" Te i inne odgłosy będą mu towarzyszyć podczas, gdy wy tak, dokładnie, wy... będziecie leżeć w kałuży szkarłatu, kropelki porannej rosy zmieszają się z krwią, i to właśnie ona pocznie odbijać promienie świetlistej gwiazdy przypominając kilkadziesiąt malutkich rubinów. Już nigdy nie zasmakujecie w krwistej dziczyźnie, wasza partnerka nie da wam buziaka na dobranoc... dzieci nie uwieszą się na szyję... A wy uświadomicie sobie, jak ważne było to, aby patrzeć gdzie stawia się łapy. Pomińmy fakt, że najpewniej ozdobicie ścianę nad kominkiem waszego oprawcy... Każda z przytoczonych wyżej sytuacji sprowadza się do jednego uczucia, ta dziwna świadomość, że nie jesteśmy sami. Natura stworzyła nas tak, abyśmy potrafili wyczuć na sobie czyjeś spojrzenie, teoretycznie może to być pomocna, jednak o wiele częściej będzie przyprawiać nas o ciarki. Już raz popełniłem ten błąd, nie obserwowałem wystarczająco dobrze... umożliwiłem wyprowadzenie ciosu wilkowi, który powinien być martwy! Od tamtej chwili zacząłem przykładać prawie dwukrotnie większą uwagę do każdej czynności, nawet śpiąc jestem bardziej uważny. Tym bardziej zszokował mnie fakt, że będąc na terenach... a przynajmniej przy granicy z klanem niejakiego Savoir'a ktoś nadal na mnie patrzył. Skąd to wiem, cóż, wielki czarny kruk. Tak, dokładnie, wiem to ponieważ te ogromne (i swoją drogą piękne ) ptaszysko leciało za mną już od terenów Cecidisti Stellae. Nie powiem, było bardzo uparte. Skutecznie płoszyło nawet najmniejszą możliwość pożywienia się. Co prawda nie przeszkadzało mi to, do puki nie dostałem w łeb zawiniętym w papier kamieniem. Oczywiście moja natura nie pozwoliła mi zamknąć pyska, a wściekłe warknięcie, które z siebie wydałem spłoszyło kolejną ofiarę, na którą to się czaiłem. Rozwinąłem papier i wyjąłem z niego kamień. O dziwo bardzo dobrze leżał w dłoni, rzekłbym nawet, że ktoś szlifował go idealnie pod mój chwyt. Już miałem ciepnąć obciążeniem w to dziwne stworzenie, gdy coś na papierze przykuło moją uwagę. Litery były rozmazane, wyglądały tak, jakby ktoś je piszący celowo przeciągnął łapą po jeszcze płynnym atramencie. Mimo to udało mi się odczytać te bazgroły, dopiero wtedy przeszedł mnie delikatny dreszcz.
"Ktoś cię obserwuje"... dokładnie tak brzmiał zamazany tekst. Chwila niepewności uleciała jednak bardzo szybko, niczym sprint przez życie na samym końcu naszej drogi. No tak, alfy... poza ich imionami nie wiedziałem nic o tamtej dwójce. Prawdopodobnie był to chowaniec jednego z nich, a co za tym idzie, biorą odwet. powolny, bo powolny, ale zawsze. Dość szybkim krokiem zacząłem cofać się na własne tereny, słońce powoli chyliło się ku zachodowi, natomiast mój umysł zaczynał popadać w lekką paranoję. Co chwile widziałem jakieś krwiste spojrzenia, miałem wrażenie, jakby oczy każdego funkcjonującego stworzenia były zwrócone na moją osobę. Przemierzałem tereny należące do wrogich klanów czując na sobie czyjś wzrok oraz obecność... grabili sobie, oj grabili. Cóż, myślę, że zdrada podczas wojny będzie idealną zemstą za zabawianie się moją jakże delikatną psychiką. W pośpiechu zapaliłem prowizorycznego papierosa, jednak jego wypalenie nie dało mi wiele. Wciąż odwracałem się nerwowo szukając źródła mego niepokoju... jednak za każdym razem jedyne co widziałem to rośliny. Trawy, mchy, krzewy drzewa... i był jeszcze ok. Czarny jak smoła, nieprzenikniony... prawie absorbujący światło dzienne zwierz. Ptak, który nieustannie wisiał nade mną niczym Bell UH-1 Iroquois desantując żołnierzy nad Wietnamską dziczą. Swoją drogą, zawsze chciałem polecieć tym helikopterem. Poczuć powiem wiatru wytwarzany przez potężny wirnik umieszczony na górze kadłuba... usłyszeć huk przyprawiający wrogów o drżenie nóg. Unieść się w tej pięknej maszynie... i zakończyć swój lot wbijając ją w zbocze wulkanu... Ech, przynajmniej jest jakaś alternatywa. Mówiąc to zbliżałem się do radośnie gawędzącej rodzinki. Fallen nie wydawał się takim złym ojcem, mimo to wciąż uważałem, że nie ma żadnej większej władzy. Spójrzmy prawdzie w oczy, prowadził klan oszustów, zdrajców i zwyrodnialców (Co tylko potwierdzał niedawny incydent...). Z resztą, nigdy nie mieszałem się w życie klanowe, nie miałem też zamiaru siedzieć na dup.ie w jednym miejscu przez całą wieczność. Aktualnie granice były "Otwarte" (nie było ciągłych patroli) a co za tym idzie brak dóbr takich jak dogodny odstęp do wody pitnej czy zwierzyny nie dokuczał mi tak bardzo. Co jak co, ale czas najlepiej wskaże mi ścieżkę.
- Rozumiem, że może was to bawić, ale dajcie chociaż coś upolować. Zajęliście sobie we władanie kawał cmentarzyska, poza nami nic tu nie żyje...
- O czym ty pieprzysz? - Zapytał Fallen ze złością w głosie.
- O tym durnym kruku, i liściku, którym mnie obdarzył. Tak samo robicie każdemu z członków watahy? - Syknąłem sarkastycznie.
- Posłuchaj mnie kundlu, bo na inne określenie nie zasługujesz, mam dwa razy lepsze rzeczy do roboty niż uprzykrzanie ci życia. Ono i tak jest wystarczająco smutne. - Warknął.
- Nie chcę cię bić przy dziecku... - Warknąłem, co poskutkowało natychmiastowym przybliżeniem się Atheny. - I myślę, że nie zabiorę Avalanche tej przyjemności.
Odsunąłem się przed ciosem wycelowanym w pysk. Co ciekawe, odpuścił. Może nie chciał aby jego syn widział go jako potwora, poza tym. Dam sobie głowę uciąć, że nie słyszał naszej rozmowy. Wciąż głodny wróciłem do jaskini, i to właśnie w niej przesiedziałem resztę dnia. Obserwowałem kosmyk włosów z którego zrobiłem sobie coś na wzór talizmanu. Mocowałem go w żywicy, którą później dokładnie obrobiłem, przyznam szczerze, byłem zadowolony z efektu końcowego. Natomiast wyjaśnienie tajemnicy z dzisiejszego dnia przyszło około północy, to właśnie wtedy wyszedłem na dwór aby odetchnąć świeżym powietrzem. W tamtej chwili widziałem go ostatni raz. Wielki, czarny ptak gubił swoje pióra, które zamieniały się w coś na wzór księżycowego pyłu. Zwrócił się ku mnie, ciągle wlepiając te parszywe ślepia. Otworzył i tak już rozpadający się dziób, a z jego gardła wydobył się skrzek. Przeszywający niczym włócznia, wdzierający się w najgłębsze zakamarki umysłu i raniący bezpośrednio duszę. Jestem pewniej, że mówił "Jeszcze się spotkamy..."
QUEST ZALICZONY!