Lodowe schody były trudne do pokonania. Zawadziłem to o jeden schodek, to o drugi. Aż dziw mnie brał, że zrobiła to moja córka, Tundra. Nie wiem co zrobiła, że tak zraniła Gold... W każdym razie musiałem to wyjaśnić.
Musiałem sprowadzić ją do domu. Kochałem Ami. Moje dzieci również... Jednak z moich dzieci najbardziej przywiązałem się do Tundry. Nie była moją prawdziwą córką, lecz mnie to nie interesowało. Zbyt dużo już wycierpiała. Porzucenie przez rodzinę, nie jest miłym doznaniem. Została przekreślona na samym starcie. Mogłem się tylko domyślić, jak się czuła.
Schody się skończyły. Lodowe zamczysko połyskiwało w świetle blasku słońca. Zaparło mi wdech w piersi.
Otworzyłem mosiężne drzwi. Sala była wielka. Na górę prowadziły dwie pary schodów po obu stronach pomieszczenia, wijące się do góry. Miałem dosyć tych całych schodów. Zaczerpnąłem dwa porządne wdechy i ruszyłem dalej. Kiedy wszedłem na górę, zobaczyłem ją. Na mój widok uciekła. Pobiegłem za Tundrą.
- Zostaw mnie! - wrzasnęła.
- Proszę cię, Tundra. Wróć ze mną do domu. - poprosiłem.
< Tundra? Dokończ C: >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!