Po około pół godzinie drogi, którą przebyłyśmy w całkowitej ciszy, dotarłyśmy do jakiejś wielkiej jaskini wykutej w ścianie ogromnego kanionu.
-Jesteśmy na miejscu.- oznajmiła Whitney.
-To znaczy, gdzie?- zapytałam.
-Przed jaskinią Alf.- wyjaśniła i weszła do środka ze mną na grzbiecie, po czym zawołała- Gustaw, Ginewra, jest tu ktoś?!
Po chwili z cienia wyłoniła się śnieżnobiała wadera w towarzystwie niebieskoszarego basiora.
-Witaj, Whitney.- ozwała się samica.
-Witajcie.- odparła pochylając lekko głowę, aby oddać im należną cześć.
-Co Cię do nas sprowadza?- zapytał z kolei samiec.
-Niedawno znalazłam na naszych terenach samotnego szczeniaka.- to mówiąc przeniosła mnie lekko ze swojego grzbietu na ziemię i szybko dodała.-Chciałabym ją zaadoptować. Oczywiście, o ile ona i wy się na to zgodzicie.
-A jak ma na imię?- zaindagowała wilczyca Alfa.
-Callie.
-Aha, a skąd pochodzi?- zadała kolejne pytanie.
-Tego jeszcze się niestety nie dowiedziałam...
-W takim razie, może Ty nam to wyjawisz?- zwróciła się do mnie.
-Z Hiszpanii.- odrzekłam.
-A co się stało z Twoimi prawdziwymi rodzicami?
-Ojciec poległ w obronie watahy, a matka musiała uciekać prze czwórką napastników, którzy uznali nas po jego śmierci za łatwy cel. Kiedy były już blisko, porzuciła mnie, prawdopodobnie ratując w ten sposób prze śmiercią.
Po tych słowach zapanowała absolutna cisza, która przerwała Whitney, pytając:
-To jak z tym będzie?
<Ginewra, kontynuuj, proszę.>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!