sobota, 22 listopada 2014

Od FireBlast'a - Pierwsze chwile...

Pierwszy wdech był moją pierwszą samodzielną rzeczą zrobioną na tym świecie. Przypominał mi cud... Dla mojej rodziny, narodziny moje i Josei były cudem. 
Wziąłem kilka wdechów, gdy wypłynąłem na powierzchnię. Spod rzęs ociekających wodom, dojrzałem Blind. Szła z czerwonym basiorem bark w bark. Przed nimi biegła Taravia, wilczyca zaadaptowana przez basiora. Lubiłem ją, a zdarzało nam się coraz częściej rozmawiać. Czułem z nią bliską więź. Taką więź czułem z Josei. Po prostu traktowałem Taravię, jak starszą siostrę.
- FireBlast! - zawołała wesoło, uśmiechając się promiennie. Płynnymi, acz mocnymi ruchami łap, płynąłem w stronę brzegu, przy którym czekała wadera. Wilczyca przysiadła na zadzie, kiedy byłem w połowie drogi. 
- Tato, Blind idźcie dalej. - rzuciła pośpiesznie widząc dwa wilki idące w jej kierunku. Midas skinął lekko głową.
- To od kiedy zostałeś ojcem? - zapytała chichocząca Blind, na co basior lekko się skrzywił. 
Kiedy wyszedłem z wody, wilki zniknęły. Taravia wpatrywała się we mnie uważnie. Jak na szczeniaka byłem duży, właściwie jej wysokości. Wadera była trochę starsza, więc wyglądała dojrzalej. Piękne niebieskie oczy, mogłyby się zlać w jedność z wiosennym niebem.
- Czemu tak mi się przyglądasz? - zapytałem, lekko przekręcając głowę na bok. Taravia przymknęła powieki i uniosła kąciki ust.
- Zastanawiam się jak to jest mieć skrzydła. - mruknęła rozmarzona. Przeniosłem wzrok na moje " lotki ". Nie były potężne, ale utrzymały by ciężar wadery.
Bez słowa uprzedzenia, złapałem waderę, porywając ją do góry. Skrzydła przecinały powietrze jak stalowy nóż. Kochałem to uczuciu, kiedy wiatr szumiał ci w uszach, pomagając zapomnieć o troskach.
Dojrzałem klify. Potężne fale biły o brzeg, rozbryzgując się na nieskończoność kropel. Właśnie tam wylądowałem. Nabrałem morskiego powietrza w płuca. 
- To było niesamowite. - szepnęła z błyszczącymi oczami. Nagle uświadomiłem sobie, że nie widziałem twarzy Taravii podczas lotu. Poczułem smutek. - Jestem ci winna przysługę. - dodała Tara. - Ty pozwoliłeś mi doznać tego niebiańskiego uczucia. - mówiąc to patrzyła na niebo. Rozjaśniłem umysł, przypominając sobie rozmowę z Hill'em.
- Skoro tak mówisz... To mogłabyś mi się odpłacić. - zacząłem niepewnie.
- A czym? - zapytała.
- No wiesz... Hill mi dokuczał, że nigdy nie... - przełknąłem głośno ślinę. - Nie pocałowałem dziewczyny...
Taravia wyglądała na lekką oszołomioną. Wyraz jej twarzy zmienił się w lekki uśmiech.
- Zgadzam się, ale to ma być przyjacielski pocałunek. - szepnęła czerwona. Zbliżyłem łeb, pokiwawszy głową. Rozchyliła lekko usta. Zamknąłem szybko powieki, zaciskając je mocno, tak, aż napięła się skóra. Musnąłem jej wargi. Oderwaliśmy się od siebie.
- Dzięki. - rzuciłem szybko. Tara była cała czerwona. Próbowała na mnie nie patrzeć. 
- Taa... Proszę. - mruknęła. Wpatrywałem się w ocean. Wzburzony i piękny. Zupełnie jak mój pierwszy " przyjacielski " pocałunek.

Dopisek od właścicielki wilka: Oczywiście to nie był jak na razie pocałunek z miłoci. Po prostu FireBlast chciał to już mieć za sobą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw po sobie ślad!