Odważnie zbliżyliśmy się do krzaków. Usłyszałem coś jakby szept. Poczułem zapach. Zwietrzyłem go trochę szybciej niż Serena, ale może dlatego, że znajdowałem się bliżej kryjówki tajemniczego stworzonka.
- Kimkolwiek jesteś, wyjdź. - Powiedziałem rozkazującym tonem. To, co zobaczyliśmy po chwili, bardzo nas zaskoczyło. Zza krzaka wyszła mała waderka o długich, białych włosach, niebieskich oczach z czarnymi obwódkami, lekko ciemnym pyszczku i miłym uśmiechu. W jej uszach dostrzegłem też dwa lub trzy kolczyki. Wyglądała na dość inteligentną i bystrą małą wilczycę. Była odważna.
- Dzień dobry. - Powiedziała, kłaniając się lekko głową.
- Witaj maleńka. - Odezwałem się. - Co tutaj robisz?
- Eksploruję ten teren w poszukiwaniu watahy. - Odparła. Miała dystyngowane ruchy, bogate słownictwo i bardzo dobre maniery.
- A gdzie są twoi rodzice? - Zapytała tym razem Serena.
- Pilnują mnie z nieba. - Odpowiedziała, zwracając głowę ku sklepieniu.
- Skąd się tutaj wzięłaś? - Znów pytanie padło z ust Sereny.
- Z Gór Skalistych. To całkiem niedaleko, a podróż nie była męcząca. - Uśmiechnęła się lekko.
- Mówiłaś - Tym razem ja przejąłem pałeczkę. - że szukasz watahy, tak?
- Owszem. Nie chcę być samotną wilczycą, błąkającą się po stepach. Chciałabym osiąść gdzieś na stałe i odnaleźć magiczne duchy, zesłane od moich rodziców, aby mnie chronić.
Uśmiechnęliśmy się do siebie.
- Jak się nazywasz, skarbie?
- Grace. - Uśmiechnęła się przenikliwie. Już dobrze znała nasze zamiary. Ja i Serena postanowiliśmy ją zaadoptować.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!