Była już prawie zima. Lekkie, śniegowe płatki leciały z nieba, dla Tundry była to bajeczna, beztroska pora roku, dla nas zimno i ciemno. Nie wiem co zmieniło tą waderę, że stała się tak ciepła... Po prostu ''magia''. Wiedziałam o niej dużo rzeczy, ale na pewno nie odkryłam wszystkich, postanowiłam się przejść, powdychać rześkie powietrze. Nagle spotkałam Tundrę, była w starym sadzie. Siedziała do mnie tyłem i w pewnej chwili zaczęła śpiewać.
To było magiczne... Kiedy śpiewała normalnie, tworzyły się sople lodu, a kiedy śpiewała całą sobą - rozpuszczały się. Nigdy nie widziałam takiej magii.
- Tundra? - zapytałam. Ta odwróciła się, a z jej oczu leciała tak jakby niebieska mgiełka.
- Tak mamo? - zapytała z uśmiechem.
- Wracamy do domu?- Zapytałam. Tundra zgodziła się. Poszła ze mną, a po drodze wciąż rozmawiałyśmy, gdy nagle przed nami zobaczyłam brązowego basiora.
<James, dokończysz?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!