niedziela, 4 maja 2014

Od Vane'a - Jak tu dotarłem...

Kolejny szkielet. Przepełniał mnie gniew, ale nic nie mogłem zrobić. To była Cecylia. Modliłem się, że Whitney przeżyła. 
Ruszyłem dalej. Łapy poniosły mnie nad zapadlisko. W dole leżał... następny wilczy szkielet. Zeskoczyłem na dół. Wylądowałem miękko na cztery łapy.
Podszedłem do sterty kości. Odczułem wielką ulgę. To nie Whitney. Usiadłem na zadzie. Pomyślałem chwilę.
Może Whitney przeżyła, ale gdzie ją znajdę? Potrząsłem łbem. Musiałem zdać się na instynkt.
Przeszedłem kolejne kilometry. Następnego dnia kolejne... Tak szedłem około tygodnia. Czułem głód, ale nie mogłem nigdzie znaleźć zwierzyny.
Zobaczyłem zająca. Bez zastanowienia pognałem za nim. Zatopiłem w nim swoje szczęki. Krew doszła do mojego pyska, gardła, żołądka. Połknąłem zająca w całości. 
Wypoczęty, z pełnym brzuchem, poszedłem spokojnie spać. Obudziło mnie czyjeś ciche głosy.
Obudziłem się. Przede mną stały dwie małe wadery. Jedna karmelowa z niebieskimi oczami, a druga cała biała z bladoniebieskimi oczami, gdzie poznałbym wszędzie.
-Whitney?-zapytałem. Z oczu wilczycy poleciały łzy. Wiedziałem już, że to ona. Rzuciliśmy się w sobie ramiona.
-Eric.-powiedziała cicho.
-Mamo, kto to jest?-zapytała wadera. Spojrzałem na nią, więc to moja...
-To twój wujek.-powiedziała moja siostra. Wadera otworzyła szeroko oczy.
-Wujek?-zapytała. Kiwnąłem łbem.
-Tak.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw po sobie ślad!