Stałam na martwym ciałem karibu. Pysk ociekał krwią. Gardziel zwierzęcia była poszarpana. Dyszałam.
Przysiadłam na zadzie. Musiałam chwilę odpocząć. Nie wiedziałam po co wybrałam się na samotne łowy. Może to była wymówka, aby zostać samej.
Nie czułam głodu, ale nie mogłam zostawić zwierzyny, aby zgniła lub została pożarta przez wygłodniałe kojoty. Wstałam, pochyliłam się na podbrzuszem zwierzęcia.
Oderwałam kęs mięsa. Dobrze przeżute mięso połknęłam. Odgryzłam kolejny kawał mięsa karibu. Nie jadłam łapczywie. Brałam małe kęsy i żułam pożywienie, dla zbicia czasu.
Obserwowałam czujnie teren. Taka była moja wilcza natura. Jednak na bezkresnej zielonej polanie, nie czyhało, żadne niebezpieczeństwo.
Wzięłam jeszcze jeden kęs i odeszłam. Zgodnie z moimi przypuszczeniami, na mięso rzuciły się kojoty. Chude, wygłodniałe zwierzęta, zaczęły poszerzać dziurę zrobioną w karibu. Westchnęłam. Ociężale ruszyłam w stronę jaskini.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!