Mój ojciec, Breg, wraz z matką pojechali na sylwestra do Brazylii. Niestety, dzień przed rozpoczęciem wojny ojca zaatakował jadowity wąż. Ojciec w takim stanie nie mógł walczyć, zatem musiałem go zastąpić. Po stracie Glimmer nadarzyła się okazja by wyżyć się na kimś.
Kiedy wszystkie oddziały weszły w wir walki, na kamiennym podłożu zapanował chaos. Widziałem jak nasz alfa, siedzi spokojnie na skale obserwując starcie. To musi być straszne, że z powodu panujących praw nie może nam pomagać. Kiedy koło niego pojawiła się Ginewra, rozchmurzył się trochę, wiedząc, że nie on jeden to przeżywa.
Widziałem też naszego betę, który walczył zaciekle z trzema wilkami. Odwróciłem wzrok, wiedząc, że da radę i nie muszę mu pomagać.
- ''Cholera'' - Pomyślałem, kiedy parę metrów ode mnie jakiś duży czarny basior zaczął biec prosto na mnie. Pochyliłem się lekko i w momencie, kiedy skoczył, złapałem go za gardło i przegryzłem tętnicę. Oblizałem się.
- ''Już zapomniałem jak to smakuje'' - Pomyślałem i natychmiast rzuciłem się na jakąś czerwoną waderę, a ta z łoskotem runęła na ziemię. Była wilkiem czarnokrwistym, zatem jej krew smakowała jeszcze lepiej, niż zwykłych wilków. Potem otoczyło mnie kilka wilków i ruszyło na mnie, każdy z innej strony ja postarałem się podskoczyć najwyżej jak umiem i tak też zrobiłem. Wilki zderzyły się ze sobą i wszystkie prawie zemdlały, gdyż uderzenie było silne. Kiedy rozerwałem ostatnią tętnicę, ujrzałem waderę w opałach, dokładniej mówiąc Jez. Jakiś wielki, ciemnobrązowy basior zbliżał szczęki do jej gardła. Natychmiast rzuciłem się na pomoc, zepchnąłem basiora łapiąc za krtań i przegryzając ją.
Jez spojrzała na mnie jak na UFO.
- Wstawaj. - Powiedziałem. - Nic ci nie jest?
- Nie. Dzięki. - Odpowiedziała.
- Spory był ten twój przeciwnik... - Rzekłem z uznaniem. - Ich jest mało, ale są niesamowicie silni.
- Zdążyłam się przekonać.
- Wierzę.
< Jez? Dokończ, jeśli chcesz. >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!