Dzisiejszego wieczoru, razem z paroma innymi wilkami z naszej watahy, walczyłem na Toxycznych Bagnach. Każdy z nas miał do pokonania dwóch przeciwników. Pierwszym wrogiem, z którym przyszło mi walczyć był drobny, rdzawoczerwony basior wyglądający na wieloletniego, doświadczonego wojownika. Na całe szczęście miałem ze sobą nieodzowny łuk, a na plecach kołczan pełen zatrutych strzał. Wyciągnąłem jedną z nich i .... trafiłem go prosto w serce. Po paru sekundach padł martwy, ale jeszcze nim wyzionął ducha zdążył zadać mi kilka ran w skrzydła oraz przepowiedzieć:
- Te ślady zostaną Ci do końca życia.
Nie miałem czasu, aby przejąć się jego słowami, bo zająłem się kolejnym wrogiem, który był dużo większy, zwinniejszy, lepiej umięśniony i sprytniejszy od poprzednika oraz, jak się niedługo potem okazało, uzdolniony magicznie. To ostatnie wykorzystywał do stwarzania wokół nas popielatego pyłu przyczepiającego mi się do futra i spowalniającego ruchy oraz sprawiającego, że, nawet z bliskiej odległości, trudniej było go zobaczyć. Postanowiłem zaatakować na oślep. Chyba udało mi się to, bo po chwili usłyszałem tylko głośny jęk i odgłos łamanych kości, a pod zębami poczułem krew. Pył powoli się opadał. Dzięki temu mogłem zauważyć, że basior leży martwy obok mnie, a ja sam zamiast białego, jak zwykle futra, mam szare. Próbowałem się otrząsnąć, ale to nie dawało żadnego rezultatu. Wyruszyłem, więc nad Rzekę Condos, aby pozbyć się brudu. Kiedy tylko dotarłem na miejsce, wszedłem do wody i zacząłem się myć. Spędziłem tam ponad godzinę, ale bez skutku. W końcu postanowiłem wyjść. Gdy to zrobiłem okazało się, że nie jestem już sam. Wpatrywała się we mnie Kimara. Zacząłem zbliżać się powoli w jej stronę, lecz ona mnie nie poznała i wyszczerzyła kły.
- Spokojnie to tylko ja. Nie zrobię Ci krzywdy. - zwróciłem się do wadery.
- Kim jesteś, nie znam Cię? - odparła.
- Zapytaj lepiej kim byłem. - odrzekłem.
- Dobra, to w takim razie, kim byłeś?
- Tak lepiej, więc kiedyś...nazywałem się Fiodor....
- Akurat, Fiodor tak nie wygląda. - przerwała mi.
- Wiem, ale posłuchaj....mogę to wszystko wyjaśnić.
- Jasne.
- Daj mi chociaż szansę. - powiedziałem i spojrzałem jej prosto w oczy.
Kiedy tylko to zrobiłem, Kimara cofnęła się parę kroków i rzekła:
- Rany, to na prawdę Ty, ale jak to się stało i dlaczego kazałeś mi, zapytać kim byłeś?
Opowiedziałem jej całą historię i dodałem:
- Od teraz na imię mi Tancred.
- Ale ja dalej nie rozumiem, dlaczego zmieniłeś imię.
- Przypomniało mi się, że matka mnie raz tak nazwała, kiedy byłem bardzo mały, ale...
- Ale?
- Wtedy pojawił się, niewiadomo skąd, taki sam basior, z jakim walczyłem na końcu i zagroził jej, że jeżeli jeszcze raz to zrobi to czeka ją coś strasznego. Powiedział, żeby nazywała mnie Fiodorem i ona bojąc się o nas obojga, tak zrobiła, lecz teraz, gdy nasz prześladowca nie żyje, może mówić na mnie imieniem, które sama mi wybrała.
<Kimara, dokończ, jeżeli chcesz.>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!