Wataha odpoczywała po ciężkiej wojnie, a niedobitki z Watahy Apokalipsy byli już wyleczeni. Mają kilku rewelacyjnych szamanów. Kiedy Apocalypse zebrał inne wilki, by im coś ogłosić, nie ujrzałem naszego kremowego przyjaciela.
- Dotrzymał słowa. - Szepnąłem do stojących obok mnie Ysabeau i Bandita. Apocalypse po chwili podszedł do mnie z szyderczym uśmieszkiem.
- To co... Na co czekamy? Na zaproszenie? - Spytał z psychopatycznym śmiechem.
- Zdaję się, że zabiłem twojego członka, który się tym zajmował. - Rzekłem. - Zatem jesteśmy zmuszeni sami się zaprosić.
- To chodźmy. - Powiedział wilk i ruszył na teren otoczony skałami. Zaczęliśmy krążyć, uważnie się przy tym obserwując. W końcu dwaj wrogowie skoczyli na siebie z warczeniem i z wystawionymi pazurami.
Przypomniałem sobie o śmierci swojego brata, którą widziałem na własne oczy, ginął w męczarniach, a Apocalypse śmiał się wówczas jak głupi.
Sonea i jej brązowy towarzysz stali na jednej ze skał i o czymś rozmawiali. Nikt im nie powiedział jak mają rozproszyć ciemności panujące na świecie. Nagle popatrzyli w niebo - SnowStorm do nich przemówił.
- *Całe szczęście.* - Pomyślałem, bo gdyby im się nie udało, ciemność pozostałaby na zawsze, co zdecydowanie nie było dobrą wiadomością.
Musiałem skupić się na walce, nie na obserwowaniu otoczenia. Na początek Apacalypse zadał mi cios prosto w pysk, przez co miałem ranę przebiegającą prostopadle do warg. Syknąłem z bólu.
- Masz już dość? - Spytał.
- Dopiero się rozgrzewam. - Odpowiedziałem i ugryzłem go w łapę, wyrywając mu skrawek ciała. Następnie przygniotłem go do ziemi i ugryzłem w kark. Kły wbiły się tak mocno, że jeden z nich pozostał w ciele wilka.
Nagle po tym jak puściłem kark, samiec wykonał zręczny ruch i znalazł się tuż za mną. Skoczył na mnie i ugryzł w ucho. Było w strzępach, ale nie mogłem się tym przejmować - musiałem walczyć dalej. Apocalypse chciał mnie uderzyć łapą w pysk z drugiej strony, ale ja odchyliłem się i zablokowałem jego ruch. Przerzuciłem go nad sobą, a samiec zarył o ziemię. Kiedy się pozbierał, skoczył na mnie z furią, ale ja byłem szybszy i złapałem go za szyję. Rzuciłem nim z rozmachem o ostrą skałę, a wilk się na nią nadział. Miał ranę na brzuchu, która przechodziła prawie na wylot.
Straciwszy siły, potykał się coraz częściej. Zadałem mu 6 ciosów i wilk upadł, ale wciąż żył. Powstał na swych chwiejnych i sztywnych już łapach. Zdążył mi zadać cios pod oczami, rozcinając mi tym samym stare blizny. Zaczęła z nich szybko cieknąć krew, a tkanki na nowo się otworzyły.
- *Za SnowStrom'a* - Pomyślałem i skoczyłem wilkowi do gardła. Po kilku minutach szarpaniny, ciało wilka przestało drgać. W ten sposób ja wygrałem walkę, a wataha wojnę. Wiedziałem, że ten rok przyniesie nam jeszcze co najmniej dwie wojny, zatem trzeba było się ostro brać do pracy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!