- Cholera! - Krzyknąłem, w obawie, że zapach zostanie wypłukany, a ślady zamienią się w błoto, które tak trudno ściągnąć z futra... Zacząłem więc po prostu biec za zapachem, lub raczej za jego resztkami. Natknąłem się na świeże ślady, ale już spory kawał od watahy. Usłyszałem cichy płacz, który był przez coś tłumiony. Pobiegłem za dźwiękiem. Okazało się, że był to płacz Xavii, a tłumił go wilk, do którego była wtulona. Silny wiatr muskał ich sierść. Wyglądali majestatycznie, jak prawdziwi indiańscy wojownicy. A tak - przecież nimi byli...

- Lyx. - Powiedziała zaskoczona, kiedy mnie zobaczyła. - Co tu robisz?
- Szukam cię. - Odpowiedziałem. Chciałem wiedzieć, czy nic nie się nie stało, że odeszłaś. - Wadera na nowo wybuchnęła płaczem.
- Masz bardzo bogate słownictwo, mógłbyś się nim tak nie chwalić? - Zapytał basior, który był najwidoczniej partnerem Xavii.
- Poznaj Jim'a. To mój partner, którego ukrywałam. Niedawno przysłał mi wiadomość, że moja matka zmarła. Muszę objąć pozycję alfy w swojej watasze, jako jedyna dziedziczka. - Powiedziała. - Nie miejcie mi za złe, że odeszłam bez pożegnania z wami, ale i tak nikt tam za mną nie tęskni, a ty przybyłeś tu z nudy lub ciekawości.
Westchnąłem cicho i poszedłem sobie. Nic tam po mnie, nie lubię takich sytuacji. Współczułem Xavii. Zaniechałem dalszych poszukiwań wilków, które odeszły, w nadziei, że im powodzi się lepiej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!